sobota, 10 sierpnia 2013

Epilog.

Jego oddech tak przyjemnie drażni skórę mojej szyi.
Jego ręce tak szczelnie okalają moje ramiona.
Jego serce tak idealnie bije w rytm mojego.
Dziś już nic więcej nie liczy się.


Ciągnąc moje dwie walizki za sobą wjechaliśmy windą na górę. Piotrek chcąc wprowadzić nutkę dramatyzmu nerwowo przeszukiwał kieszenie, by po chwili żyjąc z jednej z nich pęk kluczy. Gdy tylko otworzył drzwi ułożył ręce na moich biodrach i podniósł do góry.
- Witam w domu pani Nowakowska - oznajmił całując mnie w policzek.
- Pani Nowakowska? - niemałe zdziwienie malowało się na mojej twarzy.
Ale mimo to poczułam falę ciepła oblewającą całe moje ciało, od stóp aż po czubek głowy.
- Wiem, że nie ma restauracji, wykwintnej kolacji, klasycznej muzyki - zaczął niepewnie nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. Jego oczy ciągle utkwione były na moich źrenicach - ale kij z tym wszystkim, ja już dłużej nie mogę czekać.
Przeczuwałam co nastąpi za chwilę. Pragnęłam tego jednocześnie się tego obawiając. Wariatka ze mnie?
- Dominika, wyjdź za mnie.
Serce zaczęło mi bić szybciej niż pędzący po torze bolid Formuły 1, a w mózgu nagle zrobiło się pusto. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, a przecież odpowiedź była oczywista.
- Przepraszam. Wiem, że to za wcześnie. Wiem, wygłupiłem się.
- Piotrek.. - zaczęłam, ale ten mi przerwał.
- Przepraszam, jeśli chciałaś aby te oświadczyny odbyły się w innej scenerii, w jakiejś bardziej romantycznej...
- Przestań już! - przymknęłam jego usta pocałunkiem - wyjdę za Ciebie, Głupku.
Kamień spadł mu z serca? Odetchnął z ulgą? Nie wiem. Nie pamiętam. Pamiętam tylko jak połyskujący pierścionek znalazł się na moim palcu, a ubrania wyznaczały szlak do sypialni Piotrka, do naszej sypialni.
Nie przejmowaliśmy się niezamkniętym mieszkaniem, walizkami rzuconymi w progu. Nie interesowało nas nic. Nic poza naszymi nagimi ciałami.


Teraz patrząc na to z perspektywy kilku lat, gdy z zaokrąglonym brzuchem po raz ostatni omiatam wzrokiem nasze mieszkanie, chce mi się śmiać. To było takie spontaniczne i w swój sposób nawet i romantyczne. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, a wspomnienia wszystkich wspólnie spędzonych dni i nocy przewijają się przed oczami. Z trudem udaje mi się opuścić to mieszkanie, ale w końcu na myśl, że teraz zaczniemy budować kolejny etap naszej historii już we trójkę, z naszym dzieckiem, ostatni raz przekręcam klucz w zamku drzwi.
Na dworze czeka już na mnie Piotrek, który dogaduje się jeszcze z moim bratem.
- Ciociu, cioci! - czteroletni Tomek zawiesił się na moich nogach - odwiedzisz nas?
- No pewnie smyku. Ty też mnie odwiedzisz i to już w niedzielę, przyjedziesz z rodzicami na obiad - poczochrałam jego ciemne włosy.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w podróż do naszego nowo wybudowanego domu. Oddalony był zaledwie kilka kilometrów od Rzeszowa; na uboczu, w cichej, spokojnej okolicy. Działka ogrodzona była zdobionym metalowym płotem osadzonym w kamiennej podstawie. Do drzwi zarówno tych do domu, jak i garażowej bramy prowadził wysadzony jasnymi kamieniami podjazd. Zaraz za potężnymi drewnianymi drzwiami rozciągał się przestronny korytarz, z którego odbijało się w lewo do kuchni, a w prawo do garażu. Jedna ze ścian salonu była cała przeszklona, ukazywała widok na zadbany ogródek i niewielki plac zabaw, na którym już za kilka lat będzie bawił się nasz synek. Dębowe schody prowadziły na pierwsze piętro, gdzie mieściły się sypialnie i łazienki. Do tej naszej, największej, prowadziły podwójne białe drzwi. Wielkie białe łoże z baldachimem było niczym wisienka na torcie, uwieńczyło cały wystrój.
- A tego pokoju jeszcze nie widziałaś - Piotrek posłał w moim kierunku uśmiech, po czym otworzył najbliższe naszej sypialni drzwi - to pokój naszego syna.
Ułożył dłonie na moim brzuchu i z dumą prezentował zaprojektowane przez siebie wnętrze. Przelał całą swoją miłość do samochodów. Łóżko stało się wyścigówką, a dywan torem Silverstone. Na półce stała cała kolekcja resoraków, którymi zapewne nie będzie bawił się tylko nasz synek ale i Pit.
- Daj mi na chwilę rękę - poprosiłam i ułożyłam jego dłoń pod moją elastyczną bluzką.
- Kopie ! - krzyknął uradowany Nowakowski obracając mnie wokół własnej osi.
- Chyba poczuł, że jest w domu - zaśmiałam się kolejny raz czując kopnięcie.
Wypakowaliśmy ostatnie pudła z samochodu, który zajął honorowe miejsce w garażu. Zawiesiliśmy nasze wspólne zdjęcia na ścianie w jadalni, pozostawiając miejsce na zdjęcie naszego pierworodnego.
Oboje byliśmy podekscytowani narodzinami i odliczaliśmy dni do rozwiązania. Jednak czym bliżej do tego dnia tym bardziej się bałam. Bałam się tego bólu, równocześnie pragnąc wreszcie usłyszeć Jego płacz, przytulić Jego małe ciałko.

Poczułam ostry ból w okolicach podbrzusza i wiedziałam, że się zaczyna. Nerwowo sięgnęłam do kieszeni po swój telefon i wybrałam numer do Piotrka. Nie odbierał. Trenował na Podpromiu nieświadomy tego, że poród może zacząć się tydzień przed terminem. Ostatnią deską ratunku był Karol, który gdy tylko usłyszał mój głos wsiadł do samochodu. Wyjęłam z szafy spakowaną już torbę i cierpliwie czekałam na przyjazd brata.
W klinice zjawiliśmy się błyskawicznie łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe. Gdy tylko trafiłam na porodówkę, Karol zadzwonił do trenera Kowala, który czym prędzej zwolnił Piotrka z treningu.
Był ze mną już do końca porodu. Trzymał za rękę i ocierał pot z czoła. Poczułam pustkę w sobie, a po chwili do moich uszu dotarł płacz naszego dziecka.
- Kacper.. - wychrypiałam dając upust emocją.
Łzy szczęścia płynęły po moich policzkach, gdy tuliłam go do piersi.
- Kacper Sebastian Nowakowski - odparł dumnie Piotr, który również pozwolił aby słone krople spłynęły po jego twarzy.
Cały strach i wszystkie obawy minęły, zamieniając się w nieopisane szczęście.


Pomogliśmy naszemu szczęściu, naszej miłości. Wykonaliśmy ten trudny, pierwszy krok i teraz razem możemy kroczyć przez życie; wspierać się, wspólnie przeżywać zarówno smutne jak i szczęśliwe chwile. 





powracam z końcem, ale cóż taka kolej rzeczy : jak coś się zaczyna to musi się też skończyć.
te dwa tygodnie spędzone nad morzem były czymś niesamowitym. poznałam nowych wspaniałych ludzi, za którymi niezmiernie tęsknię :C 
Uraczę Was kilkoma zdjęciami zrobionymi przez moją Madzię ;* 




















5 komentarzy:

  1. Wspaniały koniec! :) będzie mi brakować tego opowiadania.. :c a zdjęcia wspaniałe. mam prawie identyczne zdjęcie mewy czy innego ptactwa, co pożera rybę xd piszesz świetnie ;) pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    http://sztuka-zycia-to.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że już koniec :C
    Czytałam od połowy opowiadania, ale nie komentowałam, za co przepraszam!
    Twój styl pisania rozwijał się z każdym kolejnym rozdziałem, a epilog to perełka! ;)
    Pozdrawiam ciepło i wracaj z nowym pomysłem! ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. niespodziewany, ale świetny epilog :) Zapraszam : http://wierze-ze-bedzie-dobrze.blogspot.com/2013/08/rozdzia-1.html -zachęcam do komentowania :D

    OdpowiedzUsuń
  4. no, koniec...
    blog świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się tu ;)
    Poklikasz w banner na moim blogu ? <3
    agrestaco6.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń