Jego oddech tak przyjemnie drażni skórę
mojej szyi.
Jego ręce tak szczelnie okalają moje
ramiona.
Jego serce tak idealnie bije w rytm mojego.
Dziś już nic więcej nie liczy się.
Ciągnąc moje dwie walizki za sobą
wjechaliśmy windą na górę. Piotrek chcąc wprowadzić nutkę dramatyzmu nerwowo
przeszukiwał kieszenie, by po chwili żyjąc z jednej z nich pęk kluczy. Gdy
tylko otworzył drzwi ułożył ręce na moich biodrach i podniósł do góry.
- Witam w domu pani Nowakowska - oznajmił
całując mnie w policzek.
- Pani Nowakowska? - niemałe zdziwienie
malowało się na mojej twarzy.
Ale mimo to poczułam falę ciepła oblewającą
całe moje ciało, od stóp aż po czubek głowy.
- Wiem, że nie ma restauracji, wykwintnej
kolacji, klasycznej muzyki - zaczął niepewnie nie wypuszczając mnie ze swoich
objęć. Jego oczy ciągle utkwione były na moich źrenicach - ale kij z tym
wszystkim, ja już dłużej nie mogę czekać.
Przeczuwałam co nastąpi za chwilę.
Pragnęłam tego jednocześnie się tego obawiając. Wariatka ze mnie?
- Dominika, wyjdź za mnie.
Serce zaczęło mi bić szybciej niż pędzący
po torze bolid Formuły 1, a w mózgu nagle zrobiło się pusto. Nie mogłam wydusić
z siebie ani jednego słowa, a przecież odpowiedź była oczywista.
- Przepraszam. Wiem, że to za wcześnie.
Wiem, wygłupiłem się.
- Piotrek.. - zaczęłam, ale ten mi
przerwał.
- Przepraszam, jeśli chciałaś aby te
oświadczyny odbyły się w innej scenerii, w jakiejś bardziej romantycznej...
- Przestań już! - przymknęłam jego usta
pocałunkiem - wyjdę za Ciebie, Głupku.
Kamień spadł mu z serca? Odetchnął z ulgą?
Nie wiem. Nie pamiętam. Pamiętam tylko jak połyskujący pierścionek znalazł się
na moim palcu, a ubrania wyznaczały szlak do sypialni Piotrka, do naszej sypialni.
Nie przejmowaliśmy się niezamkniętym
mieszkaniem, walizkami rzuconymi w progu. Nie interesowało nas nic. Nic poza
naszymi nagimi ciałami.
Teraz patrząc na to z perspektywy kilku
lat, gdy z zaokrąglonym brzuchem po raz ostatni omiatam wzrokiem nasze
mieszkanie, chce mi się śmiać. To było takie spontaniczne i w swój sposób nawet
i romantyczne. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, a wspomnienia wszystkich
wspólnie spędzonych dni i nocy przewijają się przed oczami. Z trudem udaje mi
się opuścić to mieszkanie, ale w końcu na myśl, że teraz zaczniemy budować
kolejny etap naszej historii już we trójkę, z naszym dzieckiem, ostatni raz
przekręcam klucz w zamku drzwi.
Na dworze czeka już na mnie Piotrek, który
dogaduje się jeszcze z moim bratem.
- Ciociu, cioci! - czteroletni Tomek
zawiesił się na moich nogach - odwiedzisz nas?
- No pewnie smyku. Ty też mnie odwiedzisz i
to już w niedzielę, przyjedziesz z rodzicami na obiad - poczochrałam jego
ciemne włosy.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w podróż do
naszego nowo wybudowanego domu. Oddalony był zaledwie kilka kilometrów od
Rzeszowa; na uboczu, w cichej, spokojnej okolicy. Działka ogrodzona była
zdobionym metalowym płotem osadzonym w kamiennej podstawie. Do drzwi zarówno
tych do domu, jak i garażowej bramy prowadził wysadzony jasnymi kamieniami
podjazd. Zaraz za potężnymi drewnianymi drzwiami rozciągał się przestronny
korytarz, z którego odbijało się w lewo do kuchni, a w prawo do garażu. Jedna
ze ścian salonu była cała przeszklona, ukazywała widok na zadbany ogródek i
niewielki plac zabaw, na którym już za kilka lat będzie bawił się nasz synek.
Dębowe schody prowadziły na pierwsze piętro, gdzie mieściły się sypialnie i
łazienki. Do tej naszej, największej, prowadziły podwójne białe drzwi. Wielkie
białe łoże z baldachimem było niczym wisienka na torcie, uwieńczyło cały
wystrój.
- A tego pokoju jeszcze nie widziałaś -
Piotrek posłał w moim kierunku uśmiech, po czym otworzył najbliższe naszej
sypialni drzwi - to pokój naszego syna.
Ułożył dłonie na moim brzuchu i z dumą
prezentował zaprojektowane przez siebie wnętrze. Przelał całą swoją miłość do
samochodów. Łóżko stało się wyścigówką, a dywan torem Silverstone. Na półce
stała cała kolekcja resoraków, którymi zapewne nie będzie bawił się tylko nasz
synek ale i Pit.
- Daj mi na chwilę rękę - poprosiłam i
ułożyłam jego dłoń pod moją elastyczną bluzką.
- Kopie ! - krzyknął uradowany Nowakowski
obracając mnie wokół własnej osi.
- Chyba poczuł, że jest w domu - zaśmiałam
się kolejny raz czując kopnięcie.
Wypakowaliśmy ostatnie pudła z samochodu,
który zajął honorowe miejsce w garażu. Zawiesiliśmy nasze wspólne zdjęcia na
ścianie w jadalni, pozostawiając miejsce na zdjęcie naszego pierworodnego.
Oboje byliśmy podekscytowani narodzinami i
odliczaliśmy dni do rozwiązania. Jednak czym bliżej do tego dnia tym bardziej
się bałam. Bałam się tego bólu, równocześnie pragnąc wreszcie usłyszeć Jego
płacz, przytulić Jego małe ciałko.
Poczułam ostry ból w okolicach podbrzusza i
wiedziałam, że się zaczyna. Nerwowo sięgnęłam do kieszeni po swój telefon i
wybrałam numer do Piotrka. Nie odbierał. Trenował na Podpromiu nieświadomy
tego, że poród może zacząć się tydzień przed terminem. Ostatnią deską ratunku
był Karol, który gdy tylko usłyszał mój głos wsiadł do samochodu. Wyjęłam z
szafy spakowaną już torbę i cierpliwie czekałam na przyjazd brata.
W klinice zjawiliśmy się błyskawicznie
łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe. Gdy tylko trafiłam na porodówkę,
Karol zadzwonił do trenera Kowala, który czym prędzej zwolnił Piotrka z
treningu.
Był ze mną już do końca porodu. Trzymał za
rękę i ocierał pot z czoła. Poczułam pustkę w sobie, a po chwili do moich uszu
dotarł płacz naszego dziecka.
- Kacper.. - wychrypiałam dając upust
emocją.
Łzy szczęścia płynęły po moich policzkach,
gdy tuliłam go do piersi.
- Kacper Sebastian Nowakowski - odparł
dumnie Piotr, który również pozwolił aby słone krople spłynęły po jego twarzy.
Cały strach i wszystkie obawy minęły,
zamieniając się w nieopisane szczęście.
Pomogliśmy naszemu szczęściu, naszej
miłości. Wykonaliśmy ten trudny, pierwszy krok i teraz razem możemy kroczyć
przez życie; wspierać się, wspólnie przeżywać zarówno smutne jak i szczęśliwe
chwile.
powracam z końcem, ale cóż taka kolej rzeczy : jak coś się zaczyna to musi się też skończyć.
te dwa tygodnie spędzone nad morzem były czymś niesamowitym. poznałam nowych wspaniałych ludzi, za którymi niezmiernie tęsknię :C
Uraczę Was kilkoma zdjęciami zrobionymi przez moją Madzię ;*
Wspaniały koniec! :) będzie mi brakować tego opowiadania.. :c a zdjęcia wspaniałe. mam prawie identyczne zdjęcie mewy czy innego ptactwa, co pożera rybę xd piszesz świetnie ;) pozdrawiam i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://sztuka-zycia-to.blogspot.com/
Szkoda, że już koniec :C
OdpowiedzUsuńCzytałam od połowy opowiadania, ale nie komentowałam, za co przepraszam!
Twój styl pisania rozwijał się z każdym kolejnym rozdziałem, a epilog to perełka! ;)
Pozdrawiam ciepło i wracaj z nowym pomysłem! ;)
Pozdrawiam ;*
niespodziewany, ale świetny epilog :) Zapraszam : http://wierze-ze-bedzie-dobrze.blogspot.com/2013/08/rozdzia-1.html -zachęcam do komentowania :D
OdpowiedzUsuńno, koniec...
OdpowiedzUsuńblog świetny :D
Podoba mi się tu ;)
OdpowiedzUsuńPoklikasz w banner na moim blogu ? <3
agrestaco6.blogspot.com