sobota, 29 czerwca 2013

63.

Polska przywitała nas... śnieżycą. Okropną śnieżycą. Z niemałymi trudnościami pilot zaparkował samolot na płycie lotniska.
- no i nie było tak strasznie - Piotrek uśmiechnął się pokrzepiająco, gdy wreszcie udało nam się zniknąć za drzwiami budynku.
Uderzyło w nas ciepło. Zaczęliśmy w ekspresowym tempie zdejmować odzienie wierzchnie, czytaj: kurtki, czapki i szaliki, a Lotman zdjął nawet swój sweterek w reniferki.
Myśleliśmy, że wszystko co złe jest już za nami. Niestety myliliśmy się. To co najgorsze było dopiero przed nami..
- utknęliśmy tu - powiadomił trener Kowal.
- ahaaa. Jaja sobie pan robi? - Zbyszek zarzucił torbę na ramię i już chciał wychodzić na dwór... ale w porę został powstrzymany przez trenera.
- powodzenia Bartman, powodzenia - zaśmiał się Andrzej.
Atakujący wyszedł na zewnątrz, a my przyjmowaliśmy zakłady za ile wróci.
I wrócił. Po (i tu patrzę na zegarek) dwudziestu pięciu sekundach ujrzeliśmy Zibiego... o ile tego bałwana (i nie mówię tu o jego charakterze tylko o tym śniegu który pokrywał jego całego) można nazwać właśnie Zibim. Szczęka drżała mu jak opętana, ale to porównanie chyba nie jest na miejscu, przypominając sobie wydarzenia z Włoch. Tak więc teraz wszyscy wyobraźmy sobie dygoczącego Bartmana pokrytego od stóp do głowy białym puchem.
- jaki dżezzz - Ignaczak parsknął śmiechem niczym rodowity koń arabski.

Zostaliśmy uwięzieni w Warszawie... strasznie to brzmi.
Usiedliśmy, a raczej rozsiedliśmy się wygodnie na kanapach i obserwowaliśmy jak po całym obiekcie biegają podenerwowani ludzie. Tylko my wyglądaliśmy na takich wyluzowanych i nie przejmujących się pogodą szalejącą za oknem.
- długooo jeeeszcze? - marudził o dziwo nie Igła, czy Dobrowolski, tylko samotny, bezdzietny Bartman.
- jak Ci się nie chce tu siedzieć to zapieprzaj tymi zaspami do Rzeszowa - zaproponował Kosok na co atakujący tylko charakterystycznie prychnął.
- gdzie ty się tak śpieszysz ? - zagaił w końcu Nowakowski, bo od dłuższego czasu widać było, że nurtuje go to pytanie - dziewczyna o ile wiem na Ciebie nie czeka
- no bo kuźwa kupiłem sobie psa i obiecałem sąsiadce, że dzisiaj go odbiore - fuknął Zibi.
Tak na marginesie to powinien chodzić z tabliczką informującą, że bez kija nie podchodź.
Zaledwie chwilę później, no może dwie chwile, podeszła do nas jedna z pracownic lotniska i rozdała koce. Oznaczało to tylko jedno : dziś Warszawy nie opuścimy.
Wygodnie oparłam się o piotrkowe ramię, a powieki same opadły na dół.

Obudziło mnie lekkie szturchnięcie.
- Piotreeek - mruknęłam.
- chodź ze mną na spacer - zaproponował.
- chcesz spacerować bo budynku - uniosłam brwi do góry i z politowaniem spojrzałam na siatkarza.
- ależ owszem - pociągnął mnie za rękę zmuszając do wstania.
Muszę przyznać że Resoviacy wyglądali przekomicznie. Pozwijali się w kłębki i tak skuleni śnili za pewne o następnych meczach.
Pit nie dał mi długo cieszyć się ty widokiem. Splotł nasze palce i powoli kroczył ciągnąc mnie za sobą. Nie wiem w jakiej części budynku byliśmy. Nie wiem również jak z powrotem wrócić do reszty grupy.
Było cicho. W około w małych grupkach siedzieli podróżni, którzy albo komunikowali się z bliskimi albo po prostu przysypiali.
Stanęliśmy przy dużym oknie i obserwowaliśmy padający na zewnątrz śnieg. Piotr objął mnie od tylu i ułożył swój podbródek na moim ramieniu.
Było tak romantycznie, ale do czasu. Do czasu gdy nagle w około zrobiło się ciemno.   

niedziela, 23 czerwca 2013

62.

Kilka dni później przyszła pora na starcie naszych Resoviaków z miejscową drużyną. Podopiecznym trenera Kowala udało ugrać się tylko jednego seta, z czego ku wiekim niezadowoleniu wszystkich cieszył się Daniel.
- proszę Cię tylko nam nie mów że nic się nie stało - już u progu szatni zaatakował mnie Bartman.
- nawet nie zamierzam - prychnęłam - Piotrek musimy się śpieszyć.
Środkowy kiwnął głową i już po chwili był gotowy do wyjścia. Odebrałam od Paula ostatnie wskazówki, po czym razem z Nowakowskim wsiadłam do zamówionej taksówki.

- ależ tu romantycznie - stwierdził Pit gdy przed naszymi oczami rozciągnął się widok starego zaniedbanego cmentarza.
- cholernie romantycznie.. - fuknęłam trzęsąc się ze strachu.
W dłoniach ściskałam czarny modlitewnik i małą czerwoną lampkę. Piotrek popchnął metalową bramę, a moje uszy przesiąknął przeraźliwe skrzypienie, jakby pochowane tu dusze błagały aby nie zakłócać im spokoju pośmiertnej egzystencji.
Powoli stąpałam po wydeptanej między wysoką trawą ścieżce. Stare, zbutwiałe, drewniane krzyże pochylały się nad ziemią, a mała murowana, trochę podniszczona kapliczka wyglądała niczym wyjęta z planu nowego horroru. A pośród tego JA. Ja bojąca się małego pająka, myszy, szczurów i gadów. Ja, która ledwo co przesuwałam się do przodu przechodząc obok pokrytych mchem nagrobków. Ja dla której filmy z gatunku horrorów w ogóle mogłyby się istnieć.
Nawet nie zauważyłam kiedy mocniej ścisnęłam piotrkową dłoń.
- hej, no przecież jestem tutaj - oznajmił pokrzepiająco.
Nabrałam powietrza w usta i skręciłam w prawo, aby jeszcze chwilę pobłądzić po cmentarnych uliczkach, bo przecie to sprawiało mi taką przyjemność...
Poczułam jak po mojej nodze przebiega coś małego, włochatego, z długim ogonem.. kuźwa tu są szczury!
- nie patrz pod nogi - polecił mi Nowakowski.
Miałam ochotę krzyczeć i wynieść się jak najdalej od tego miejsca. Miałam ochotę zajebać Paula za sprowadzenie tego ducha.
Piotrek pociągnął mnie delikatnie za rękę czym uświadomił mi, że powinniśmy iść dalej. Serce łopotało mi ze strachu jak flaga Resovi podczas meczu.
- to chyba tutaj..
Skinęłam głową w czasie gdy Piotr przetarał zamchlony i zabrudzony napis na nagrobku przed którym się zatrzymaliśmy. Drżącymi rękami próbowałam odpalić znicz, ale wszystkie próby kończyły się fiaskiem, a raz nawet podpaliłam wysuszoną trawę. Ostatecznie do Nowakowski zadbał o "miłą atmosferę" w czasie żegnania się z Mietkiem. Te kilka dni uświadomiło mi, że o wiele bardziej wolę docinki Kajetanowicza, aniżeli obecności zakochanego bezwzajemności ducha. Bo co to na przyjemność brać prysznic mając świadomość, że bezcielesna istota stoi obok ciebie i obserwuje każdy twój ruch?
Piotrek poświęcił mi telefonem, a ja łamliwym głosem wydukałam słowa łacińskiej modlitwy.
Niespodziewanie zerwał się gwałtowny wiatr, przepełniony przeraźliwym krzykiem. Krzykiem pochowanych tutaj ludzi? Pospiesznie dokończyłam pożegnalnego obrzędu i nie zastanawiając się długo opuściłam obszar cmentarza. Dopiero gdy zardzewiała brama skrzypnęła za nami mogłam odetchnąć z ulgą.
- nigdy więcej - wyszeptałam normując oddech.
- czemu? Przecież fajnie było - zaśmiał się siatkarz dzwoniąc po włoską taksówkę.

Po chwili byliśmy już w drodze do hotelu. Taksówkarz był zaskoczony miejscem, z którego nas odebrał. Uraczył nas nawet historią o pewnym podróżnym, który zaginął kilka lat temu na terenie tegoż cmentarza. Nie chcą słuchać końcówki tej historii usnęłam oparta o pitowe ramię.
Obudziłam się, jak się pewnie domyślacie, niesiona przez niego do naszego pokoju. Wpoił mi, że tak słodko wyglądająm gdy spałam, że grzechem byłoby mnie budzić, a przecież on jest sportowcem i zdarza się, że dźwiga na siłowni więcej niż moje sześćdziesiąt kilo.
Zniknęłam za drzwiami łazienki i szybko przygotowałam się do spania. Piotr siedział już na moim łóżku i dokładnie oglądał jakąś kartkę papieru.
- co tam masz? - wskoczyłam na miękki materac i wyrwałam mu papier - pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał nawet gdy już nigdy nie dane nam będzie się zobaczyć. Zaczekam na ciebie tam na górze - przeczytałam na jednym oddechu.
- mam czuć się zazdrosny ? - Nowakowski zmarszczył śmiesznie czoło i wydął do przodu dolną wargę.
- jeżeli chcesz - pocałowałam go w policzek i zniknęłam pod kołdrą.
Ten koszmar właśnie się skończył.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

61.

Strach jest rzeczą normalną. Podstawą ludzkiego funkcjonowania. Każdy z nas ma jakieś lęki, fobie. Ja na przykład cholernie, panicznie, kurewsko boję się duchów. Zrządzenie losu, prawda?
Moje wybawienie przed atakującym znikąd Mietkiem przyszło razem z wychodzącymi z części prysznicowej siatkarzami. Duch jakby się rozpłynął. Zniknął z powiewem wiatru. Za to ja nie wyglądałam najlepiej bo zaraz obok mnie zjawili się Resoviacy i niemal chórem zapytali co się stało.
Paul, dowiedziawszy się co przed chwilą przeszłam zaczął przepraszać, po czym skruszony zatopił się w swoim modlitewniku.
- panienki wyszykowane? Czy trzeba jeszcze czekać? - do szatni wparował Kajetanowicz.
- jeżeli Ci się coś nie podoba to zapierdalaj za pieszo - warknął Bartman podchodząc do Stażysty.
- panie gwiazda niech pan nie przegina - zaśmiał się szyderczo Daniel.
- panie Debil niech pan stąd wypieprza - Zibi "pomógł"  mu odwrócić się, a następnie lekko popchnął go w stronę drzwi.
- tylko następnym razem nie wrzeszcz w nocy jakby się ze skóry obdzierali - rzucił jeszcze Dobrowolski zamykając za Nowym drzwi.
Siatkarze specjalnie zwolnili tempo przebierania się aby jeszcze bardziej zdenerwować "Zło tego świata".
W końcu po upływie około trzydziestu minut, kiedy to nie robiliśmy nic poza oglądaniem zdjęć, zlitowaliśmy się i zajęliśmy nasze miejsca w autobusie. Niestety Kajetanowicz musiał się jeszcze pomęczyć, bo reszta sztabu szkoleniowego robiła rozpoznanie w okolicy. Aż mi się go szkoda zrobiło... Albo nie.
- no Danielku to może pobiegniesz jak gazela do Kowala i poprosisz o zakończenie wycieczki, jeżeli nadal Ci się tak spieszy - naśmiewał się Bartman, który chyba najbardziej nie znosił Stażysty.
Kajetanowicz nic się nie odezwał tylko cierpliwie czekał na odjazd autobusu. Za to my mieliśmy z niego niezły ubaw.
Wreszcie, po wspólnym obejściu parku wokół hali (oczywiście aby jeszcze bardziej zdenerwować Daniela), dotarliśmy do hotelu. Przesunęłam kartę w czytniku i popchnęłam drzwi. Coś mnie tknęło i zajrzałam do łazienki. Jednakże nic nowego się tam nie pojawiło, oprócz zniknięcia wiadomości na lustrze. Wysyłam z pomieszczenia i spojrzałam na łóżko. Zamarłam. Miałam ochotę wybiec z krzykiem ale w porę u mego boku zjawił się Lotman.
- przyszedłem Ci powiedz... What the fuck? - stanął jak wryty przyglądając się porozrzucanej po moim łóżku bieliźnie i płatkom czerwonych róż. To na pewno nie jest robota Nowakowskiego.
- ja mam już dość - jęknęłam zsuwając się po ścianie na podłogę.
- ja Cię bardzo przepraszam - Paul usiadł obok mnie z miną skruszonego psa - przecież wiesz, że to nie miało tak wyglądać.
- wywołałeś nie tego ducha co trzeba.
- jak na pierwszy raz to dobrze, że chociaż się udało.
- pierwszy raz? - zszokowana zmarszczyłam czoło.
- jestem po kursie - przyjmujący dumnie wyparł pierś do przodu - mogę Ci nawet licencję  pokazać.
- nie trzeba - uśmiechnęłam się pierwszy raz odkąd weszłam ponownie do tego pokoju - a tak w ogóle to po co przyszedłeś?
- aaach.. czekaj, czekaj. Niech sobie przypomnę.. - zrobił minę typowego myśliciela. Wygiął usta w dziobek przy okazji unosząc do góry brwi. Wyglądał przekomicznie - mam! Przybyłem Ci oznajmić, że wiem jak pozbyć się Mietka.
Rozpromieniłam się. Rozradowałam. W oczach wręcz pojawiły mi się świeczki. Czyżby mój mini problem bez rozwiązania znalazł swoje rozwiązanie? Czyżby moje męczarnie wreszcie miały się skończyć? Możliwe, ba! Bardzo możliwe. Tylko najpierw muszę znaleźć odwagę aby w środku nocy jechać na stary włoski cmentarz by znaleźć nagrobek Mietka, polskiego żołnierza walczącego w legionach włoskich, i zapalić na nim znicz. Proste? Zapewne tak. No chyba, że na się paniczny lęk przed takimi zjawami i upiorami. A nocne wypady na cmentarz tym bardziej nie wchodząc w grę.
Muszę odnaleźć nadzieję na ratunek z tej chorej, para-nienormalnej sytuacji. I nie ważne, że ludzie nazwą mnie głupią dziewuchną, nie uwierzą w to co się dzieje. Ważne, że jest szansa aby pozbyć się Mietka. Tylko trzeba znaleźć odwagę.
Pamiętajcie, wywoływanie duchów nie jest bezpieczne i odradzam robienie tego w domu, a gdyby proponował wam to Lotman od razu odmówcie. Dobrze Wam radzę, Słoneczka moje.



 z poślizgiem czasowym, bo wczoraj nie miałam czasu.. 
całe popołudnie na Pikniku Rodzinnym organizowanym przez moją szkołę. 

Polska przegrała dwa razy, ale gdybyśmy zagrali jeszcze jeden mecz z Brazylią idę o życie, że udałoby się wygrać.

Jutro wybieram się ze szkolną drużyną siatkówki na turniej. 
Trzymajcie kciuki :D 

wtorek, 4 czerwca 2013

60.


- jeżeli ten duch ma mi wywijać takie numery to ja dziękuje bardzo - oznajmiłam gdy do łazienki wchodzili pierwsi siatkarze.
Oczywiście Piotr wpadł do pomieszczenia jako ostatni i z wielkim przerażeniem ukucnął tuż obok mnie, po czym mocno mnie przytulił.
- co się tak właściwie stało? - zapytał po chwili ciągle nie wypuszczając mnie ze swoich ramion.
- myślę, że podobało Ci się straszenie Daniela. Może się umówimy? Bezduszny Mietek - Ignaczak odczytał wiadomość zapisaną na lustrze moją czerwoną szminką.
- ty, Piter, jakiś bezcielesny staruszek chce Ci poderwać laskę - zaśmiał się Bartman uderzając środkowego w plecy.. aż mu pewnie płuca odbiło.
- Lotman, wywołałeś jakiegoś zboczeńca - zaśmiał się Buszek.
- jasne śmiej się, śmiej. To nie z Tobą chce się umówić jakieś widmo - mruknęłam oburzona mierząc go mnie zabójczym wzrokiem. Jak tak dalej pójdzie to Rafał sam spotka się z Bezdusznym Mietkiem po drugiej stronie rzeki umarłych.
- a jak się spikniecie - zaczął Dobrowolski, a ja już przeczuwałam, że lepiej byłoby gdyby nie kończył - to będziecie mieli dzieci zombi?
- oczywiście, a Twoje będą się z nimi bawiły - fuknęłam ironicznie.
- ej to dokładnie tak jak w Simsach - Kosa wygłosił swoją jakże trafną teorię.
- Kowal. Trening. Szybko.
Te trzy słowa wypowiedziane z ust przybyłego dopiero co Schöps'a ostudziła zapały siatkarzy do wyswatania mnie w duchem. Usłyszałam tylko "zajmiemy się tym później" i wszyscy na łeb na szyję rzucili się do drzwi. Zabrałam aparat i zaraz za Resoviakami wyszłam z hotelu.
- pięć minut spóźnienia - oznajmił na wstępie Daniel.
Rozejrzałam się w około i raczej żaden siatkarz nie przejął się gadaniną stażysty. Ignaczak dodatkowo stwierdził, że Mietek za słabo zabawił się z nim w nocy, więc wszyscy do autobusu weszli z wielkim bananem na twarzy. Krzysiu zawsze potrafi rozruszać towarzystwo.. nawet umarłych.
- czuje emanującą energię Mietka - szepnął Lotman gdy wszyscy siedzieli już na swoich miejscach.
Jak na zawołanie zasłonka w oknie poruszyła się. Przeszły mnie dreszcze, więc przysunęłam się jeszcze bliżej Piotrka.
- hej Misia.. nie bój się - pocałował mnie w czoło co rzeczywiście dodało mi odwagi.
Mietek chyba się zezłościł, bo zaraz po tym jak Piotr oderwał usta od mojej skóry wszystkie zasłonki zaczęły się ruszać.
- Lotman, wywołałeś nadpobudliwego ducha - warknęłam.
- on wcale nie jest nadpobudliwy - bronił go przyjmujący - on po prostu jest zakochany, nieszczęśliwie zakochany.
- w człowieku - dodał Kosok.
- boże jak w jakimś horrorze - krzyknął Bartman, czym zwrócił uwagę trenerów. Jednakże jego głupkowaty uśmieszek skutecznie odwrócił sztab.
- w co myśmy się wpakowali - westchnął Nowakowski mocniej mnie obejmując.
- w co wyście mnie wpakowali - poprawiłam go, po czym rozpłakałam się jak małe dziecko.
Stanowczo za dużo się dzieje.

Wysiedliśmy na parkingu przed halą. Wszyscy otworzyli oczy ze zdumienia widząc wielkość obiektu. A jeszcze większym zaskoczeniem była grupka osób ubrana w biało-czerwone pasiaki. Widziałam w oczach Resoviaków łzy. Chłopaki chwilę porozmawiali w kibicami i porozdawali autografy. Dla potomnych postawie zdjęcie Zbysia ocierającego z policzków słone krople.
Dzisiejszy trening nie należał do najłatwiejszych. Kowal nie oszczędzał swoich podopiecznych. Kilka razy kazał im powtarzać tą samą akcje, aby tylko dojść do pułapu perfekcyjności  Na znak szkoleniowca otępiale ruszyli w stronę szatni. Nie zaprzepaściłam niepowtarzalnej propozycji Piotrka i zniknęłam za drzwiami razem z zawodnikami.
Zanim wyszli z części prysznicowej zdążyłam zjeść dwa pitowe batoniki.
Jednak chwilę później modliłam się o ich szybszy powrót. Przez szatnie przeszedł powiew winnego wiatru co za sponsorował nam nikt inny jak Bezduszny Mietek. Niewielkie lustro wiszące na ścianie nagle spadło, a szło potłukło się w drobny mak.
Jak siatkówkę kocham, zejdę tu zaraz na zawał.
Czułam zimny oddech na karku.. o ile duchy potrafią oddychać. Po prostu czułam jego obecność i to przerażało mnie najbardziej. Nikt mi nie uwierzy ale umarlak zapędził mnie w kozi róg szatni. Nie miałam jak się bronić, bo nawet nie wiedziałam gdzie ten jest mój oprawca. Chciałam krzyknąć, ale mogłam. Wydawało mi się, że upiór mnie dusi. A może to tylko moje chore paranoje.