środa, 27 lutego 2013

43.

- w sumie, co w sumie ? - wtrącił Igła
- w sumie to nic - westchnął Piter i wyszedł z pokoju.
- co mu ? -spytał zdziwiony libero
Wzruszyłam tylko ramionami, po czym zabrałam swoje manatki i poszłam do siebie. Przebrałam się w piżamę i zażyłam kolejną porcję tabletek. Z myślą, że jutro może już będzie lepiej i uda mi się wydusić choć jedno słowo, poszłam spać. A spało mi się wprost wspaniale. Śnił mi się nie kto inny jak Piotrek. I nie wiem nawet dlaczego, ale pragnęłam aby ten sen się spełnił, a przecież jeszcze nie dawno byłam sceptycznie nastawiona do jakiegokolwiek związku. A teraz co ? Teraz śmiem twierdzić, że na miłość jest już za późno.
- Miśka do cholery ciemnej! Wstawaj, bo kuźwa zostaniesz w tych Kielcach !!! - wydzierał się Achrem dodatkowo uderzając pięściami w drzwi niczym Adamek w worek treningowy
- do cholery jasnej, a nie ciemnej Debilu - poprawił go Nowakowski - a ty Miśka otwieraj te pierońskie drzwi.
Zwlekłam się z łóżka i podreptała w stronę z której dochodziły te przeklęte wrzaski. Przekręciłam kluczy, po czym dwójka siatkarzy z hukiem wpadła do środka taranując przy tym moje kruche ciało. Takim oto sposobem wylądowałam na hotelowym dywanie, a zaraz nade mną "wisiał" Pit.
- za dziesięć minut widzę was na dole ! - rzucił Alek i wyszedł, a środkowy jak wisiał tak wisi.
- mógłbyś... - wychrypiałam, ale nie dane mi było dokończyć, ponieważ poczułam miękkie wargi Piotrka na swoich.
Nasze usta złączyły się w pocałunku i tym razem to nie był wyrób mojej wyobraźni. To działo się na prawdę.  Magiczna chwila, która jednak została przerwana. Piotrek wstał i nerwowo zaczął chodzić po pokoju.
- przepraszam... to nie miało tak być.. Boże, przecież on mnie zabije.. obiecałem mu - urwał i usiadł na łóżku.
Zdezorientowana usiadłam koło niego i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia. Ten jednak jak siedział tak siedział i nie miał zamiaru się "spowiadać".
- komu obiecałeś i co ? - spytałam w końcu
- Łomaczowi - mruknął, a mnie zacięło - obiecałem mu, że nie będę się do Ciebie aż tak zbliżał, że nie dam Ci nadziei. Obiecałem mu, że nie będziesz przeze mnie płakać. ale ja przecież nie chcę Cię skrzywdzić, chcę twojego dobra...
Zdębiałam. Siedziałam obok niego jak wryta i mogłam znaleźć słów, które opisałyby moją wściekłość. Po Grześku bym się tego nie spodziewała. Nosi miano mojego przyjaciela, a knuje za moimi plecami jakieś konspiracje. Szczyt chamstwa.
- chodźmy bo w końcu nas odjadą  - westchnął i wstał.
Kiwnęłam tylko głową i poszłam się przebrać, bo przecież nie będę pradować między tymi wielgusami w samej piżamie. Zabrałam jeszcze swoją torebkę, gdyż moją walizkę wziął Piotrek. Zjechaliśmy windą na parter i wszyliśmy przed hotel. Na parkingu nie było ani autokaru ani krzątających się zawodników Resovii.
- nie mogli odjechać bez nas. przecież to nie możliwe - panikował środkowy i zaczął biegać po całym obiekcie.
- moglibyście tak z łaski swojej nie hałas. Chcę się nacieszyć godziną snu.. - krzyknął Ignaczak wychylając głowę zza swojego okna w pokoju.
- czyli, że nie potrzebnie mnie budziliście ? - wydarłam się na Nowakowskiego.
- ale mnie też obudzili - bronił się.
- ACHREM ! - warknęłam pod nosem i wbiegłam z powrotem do hotelu. W mgnieniu oka znalazłam się pod pokojem przyjmującego - zabiję cię kiedyś !  - krzyknęłam, ale Alek szybko zakrył mi usta dłonią wskazując jednocześnie na śpiącego współlokatora
Zlustrowałam Achrema od góry do dołu i gdybym nie miała przykazane zachowywać się cicho na pewno rechotałabym już ze śmiechu. Alek stał przede mną w samych czerwonych bokserkach z napisem "stoi na rozkaz".
- czemu mnie obudziłeś !? - warknęłam na niego gdy przypomniałam sobie po co go "nawiedziłam"
- bo stwierdziłem, że ty i Piotrek musicie pogadać - uśmiechnął się słodko i zanim otworzyłam usta aby coś powiedzieć, byłam już na korytarzu.
Wróciłam na parking, gdzie na swojej walizce siedział już znudzony Nowakowski.
- mamy godzinę. idziemy coś zjeść ? - zaproponował.
Skinęłam głową. Zostawiliśmy bagaże na przechowaniu u miłej recepcjonistki i prowadzeni przez piotrkowego GPS dotarliśmy do KFC. Zamówiłam ChickenBurgera, a środkowy poszedł w moje ślady tylko zwiększył ilość z jednego do czterech. Usiedliśmy przy stoliku i przez dłuższą chwilę konsumowaliśmy nasze burgery w ciszy, którą co jakiś czas przerywał tylko odgłos ciągnięcia coca coli przez słomkę.
- Miśka ja Cię na prawdę za wszystko przepraszam. Nie bądź zła na Łomacza... to wszystko moja wina.. za bardzo mi na tobie zależy. Ciągle o tobie myślę. ja się chyba w tobie zakochałem.
Jego ostatnie słowa jak echo odbiły się mojej głowie. Uniosłam wzrok do góry i napotkałam jego oczy.
Jego oczy przypominające błękit morza
Jego oczy napełnione nadzieją
Jego oczy, w których było widać niepewność.
Jego oczy, które działają na mnie niczym magnes.
Jego oczy, które tak bardzo lubię.


_________________________________
Edit. 
Blogger spłatał mi figla i usunął rozdział 43. ;/
tak więc dzięki Ever, która zauważyła jego brak macie tutaj odświeżoną wersję tegoż rozdziału. 
Może on się różnić od wersji poprzedniej, ponieważ z tamtej pozostał mi tylko początek. 
Starałam się zachować taki sam przekaz. 

czwartek, 21 lutego 2013

42.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem rozdzwonił się mój telefon. No tak Grzesiu się stęsknił.Tylko jest jeden problem.. jak ja mam z nim porozmawiać jak nie mogę mówić ? SMSa do niego nie napiszę, bo inteligentny operator zablokował mi konto, a jak nie odbiorę to Łomacz będzie myślał, że coś mi się stało. Podbiegłam więc do siedzącego za bandami reklamowymi Piotrka i wymachując na wszystkie strony dałam mu do zrozumienia, że ma odebrać mój telefon i wytłumaczyć wszystko Gregorowi. Na szczęście szybko mu się udało ogarnąć moje kalambury i już po chwili nawijał gdańskiemu rozgrywającemu o mojej niedyspozycji. Zostawiłam środkowego samego, aby dalej męczył się rozmową, a sama wybrałam idealne miejsce aby porobić zdjęcia z rozpoczęcia meczu.
Resoviacy o dziwo współpracowali i nawet strzelali ładne minki do zdjęć. Ale i tak Kielczanie zadziwili mnie bardziej, bo nawet stanęli w zawartej grupie i pięknie zapozowali do kilku ujęć.
Chłopaki mieli ostatnią naradę przed pierwszym gwizdkiem więc ja wróciłam do Pita aby odebrać mój telefon. Stanęłam przed nim i wyciągnęłam rękę. Ten popatrzył się na mnie jak na ufoludka i przybił mi piątkę. Wywróciłam oczami, po czym on obdarzył mnie pokazaniem swoich siekaczy i trzonowców, a człowiek o dobrym wzroku dopatrzyłby się również zębów mądrości. "Najwierniejsze fanki" widząc jego boski uśmiech aż pisnęły z zachwytu. Rzuciłam się na tego pacana z zamiarem wyrwania mu mojego LGika, ale on ma ten swój refleks sportowca i tą para nienormalną spostrzegawczość, więc szybko odsunął mój telefon na bok.
- tutaj - zaśmiał się i wskazał na swój policzek.
Z kółka różańcowego oblegającego stanowisko rzeszowskich statystyków wydobył się jęk zazdrości i pojedyncze krzyki : nie rób tego! on jest mój! Popukałam się w czoło co miało oznaczać mniej więcej  : pojebało Cię do końca debilu ?!. Wyjęłam z torby tablicę i starannie wykaligrafowałam to co chodziło mi teraz po głowie : NIE ZAMIERZAM NARAŻAĆ SIĘ TWOIM FANKOM. TELEFON ODBIORĘ PO MECZU. A TERAZ ŻEGNAM.
Podałam mu "wiadomość" i zaczęłam biegać dookoła boiska aby złapać najlepsze ujęcia. Resoviacy dzielnie walczyli, ale miejscowi byli również zawzięci i doprowadzili do piątej odsłony. Na nieszczęście większości kibiców ich drużyna przegrała za to ja wraz z chłopakami mogłam świętować sukces. Zaraz po ogłoszeniu zawodnika meczu, którym został Kosok, zmyłam się do szatni, gdzie włączyłam laptopa i zrzuciłam wszystkie zdjęcia. Przerobiłam kilak z nich, a potem wrzuciłam w obieg do internetu. Tak więc ludzkość może zobaczyć niesamowity wyskok Bartmana, Ignaczaka leżącego na środku boiska  i Nowakowskiego bawiącego się moim telefonem . Uroczyście obiecuję, że gdy tylko wróci mi głos Piter mnie popamięta, Bóg i Wy jesteście świadkami.
- oo Miśka tutaj jesteś ! - do szatni wpadł Igła, a zaraz za nim Lotman, Bartman, Kovacević (...) i Buszek.
- ja już sobie pójdę - wychrypiałam, choć od razu pożałowałam tej decyzji, gdyż bakterie i inne niemiłe stworzonka siedzące w moim gardle dały o sobie znać.
Wyszłam z szatni i od razu wpadłam na Piotrka.
- Pająk mówi, że tutaj gdzieś w pobliżu jest apteka czynna 24 na dobę, powiedziałem trenerowi, że jakby coś to sami dotrzemy do hotelu, a teraz choć po jakieś tabletki - poinformował mnie o swoich planach i zaczął szczelnie okręcać moją szyję szalikiem.
Skinęłam głową na znak podziękowania i opatulona po czubek nosa wyszłam za środkowym z hali. Na zewnątrz czekał na nas wspomniany wyżej Grzegorz Pająk, który wskazał nam drogę do apteki. Pięć minut później byliśmy już na miejscu. Zaopatrzona chyba we wszystkie rodzaje tabletek na gardło wyszłam przed budynek, a Pit rozdawał jeszcze autografy paniom aptekarką. Od razu wzięłam jedną z tabletek.
- możemy wracać - Piter wyszedł z apteki i zarzucił swoją rękę na moje ramiona.
Od razu strąciłam jego kończynę i odeszłam kilka kroków od niego. Tak jak podejrzewaliśmy autobus pojechał sobie bez nas, więc czekał nas blisko dwudziesto minutowy spacerek do hotelu.
- Dominika zaczekaj. Mieliśmy porozmawiać - zatrzymał mnie i chwycił moje dłonie.
Pech chciał, że akurat dziś zapomniałam rękawiczek. Na szczęście mój wybawiciel Nowakowski nie miał sklerozy i zabrał swoje, a jako dobry przyjaciel pożyczył je biednej chorowitce. Przystanęłam i czekałam aż Piotrek poprowadzi monolog z samym sobą.
- dobrze że nie możesz mówić, przynajmniej nie będziesz mi przerywać - zaśmiał się - odkąd pierwszy raz zobaczyłem Cię na prezentacji ustanowiłem sobie za priorytet odnalezienie cię. Wiedziałem, że cię polubię ale nie wiedziałem że aż tak bardzo. Starałem się być twoim przyjacielem ale dłużej już nie mogę tego ukrywać. Wczoraj pękłem. Nie powstrzymałem się. Działasz na mnie jak nikt inny, jak żadna inna. Miśka, bo ja Cię kocham..
Łza wzruszenia popłynęła po moim policzku pozostawiając na nim zgony ślad. Mróz szczypał nasze lica a nosy były czerwone niczym u Rudolfa. Nagle otaczający nas świat znikł. Znikło przeraźliwe zimno, nastrojowe oświetlenie ulic, zaspy śniegu i przechodzący w pobliżu ludzie. Zostaliśmy tylko my. Tylko ja z Piotrem. Jego błękitne oczy, zamiast zimnego spojrzenia, niosły ze sobą ciepło i nadzieję. Jego oddech zatrzymywał się na mojej skórze delikatnie ją łaskocząc. Gdybym wcześniej nie straciła głosu za pewno zrobiłabym to teraz.
- wiem, że nie jestem mistrzem w wyznawaniu miłości.. - westchnął.
Uniosłam kąciki ust do góry i przysunęłam się bliżej niego. Zamknął moje ciało w swoim szczelnym uścisku, a ja wsłuchiwałam się w przyspieszone bicie jego serca. Uniosłam głowę do góry a on nachylając się zetknął ze sobą nasze czoła. Swoim nosem wodził po moim przyprawiając moje ciało o dreszcze. Czułam jego oddech na moich ustach. I gdy już byliśmy o krok od pocałunku zaczęło "kręcić" mi się w nosie i po chwili pół Kielc usłyszało jak kicham. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero śmiech Piotrka. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to całe wyznanie miłości było tylko kolejnym wymysłem mojej wyobraźni.
- Miśka, chciałem cię przeprosić za ten wczorajszy pocałunek. Nie wiem co mnie poniosło.
- jest okej - szepnęłam.
- wracajmy bo jest strasznie zimno.
O moja matko... ja na prawdę myślałam że Piotr Nowakowski możesz coś do mnie czuć. Dominiko, wybij go sobie z głowy, przecież to tylko i wyłącznie twój PRZYJACIEL, a wczorajsze wymienianie drobnoustrojów to tylko chwila słabości. No przecież ty dziewczyna, on chłopak, ty sama, on sam... tak to na pewno chwila słabości.
- chodźcie muszę wam coś pokazać - u progu hotelu powitał nas rozpromieniony Ignaczak.
Jak cienie podążyłliśmy za nim po drodze zdejmując nasze wierzchnie odzienie. Gestem ręki libero zaprosił nas do swojej komnaty i kawał zasiąść na jednym z łóżek. Postawił przed nami swój laptop z włączoną stroną jednego ze sportowych portalów plotkarskich.
- najświeższe wiadomości! Dziewczyna Piotra Nowakowskiego jest niemową! - przeczytał środkowy i zaczął się śmiać - że niby ja z nią ? Hahaha. Dobre żarty. Ale w sumie...

poniedziałek, 18 lutego 2013

41.

Budziłam się regularnie co godzinę tylko po to aby wyrzucić denerwujące bakterie z mojego nosa. Zaczęło mi to działać na nerwy. Rzuciłam poduszką w drzwi, po czym wstałam i poszłam wziąć odprężający, gorący prysznic. Może chociaż para wodna odetchnie moje zapchane nozdrza. Wysuszyłam włosy i z powrotem położyłam się z nadzieją snu.
Nieoczekiwanie usłyszałam cichutkie stukanie do drzwi. Oczywiście stwierdziłam, że to moja chora wyobraźnia płata mi figle. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wślizgnął się Piotrek.
- powinnaś zamykać się na noc.
- powinieneś spać - mruknęłam
- jakoś nie mogłem usnąć - odparł pokładając się na moim łóżku.
- skąd wiedziałeś że od śpię?
- bo mamy pokoje obok siebie i słyszałem jak bierzesz prysznic?
- mama cię nie uczyła że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? - zaśmiałam się
- a ciebie? - uśmiechnął się dumnie wypinając pierś do przodu.
- a czy ty nie powinieneś teraz być w swoim pokoju? - stanęłam po drugiej stronie łóżka i podparłam biodra rękami
- pomyślałem, że jak ty nie możesz spać i ja też nie mogę, to może razem nam się uda - wyszczerzył się i podniósł kołdrę abym mogła położyć się koło niego
Spojrzałam na niego jak na człowieka niespełna rozumu. Prychnęłam i skierowałam swój wzrok na stojący nieopodal skórzany fotel.
- Miśka przecież nic ci nie zrobię. Ja być nie groźny - jeszcze raz poklepał miejsce obok siebie.
A co mi tam. Najwyżej będę krzyczeć.
Wypowiedziałam kilka niecenzuralnych słów i zajęłam miejsce na SWOIM łóżku. Odwróciłam się do Piotrka plecami ale byłam niemal w stu procentach pewna, że wzrok środkowego ciągle spoczywa na moim ciele.  Łóżko skrzypnęło, a Nowakowski przybliżył się do mnie i niepewnie objął mnie swoją ręką. Wywierciłam sobie idealną pozycję i około trzeciej nad ranem udało mi się zasnąć.

~*~


Przeraźliwie głośny śmiech nie jest najmilszą formą pobudki. Ale godząc się na pracę z Resoviakami nikt nie powiedział mi że będzie zawsze mile i przyjemnie.
- jak zwykle Igła zaczyna dzień od dawki głupawki - zaśmiał się Piter, a ja aż podskoczyłam. Kompletnie zapomniałam o jego obecności w moim łóżku - dobra dobra nie udawaj, że się mnie przestraszyłaś..
Otworzyłam buzię by wypowiedzieć moją ciętą ripostę, ale z moich ust nie wydobył się żadny dźwięk. Zaniemówiłam. Ale nie ze względu nieziemskiej klaty Nowakowskiego. Ja po prostu straciłam głos. Odkaszlnęłam ale to nic nie dało. Wygrzebałam nogi spod kołdry i pobiegłam do łazienki. Przepłukałam gardło wodą, ale to nie ulżyło moim cierpieniom.
- Miśka co się dzieje? - w drzwiach łazienki stanął jak zawsze mało ogarniający rankami Piotrek.
- nie mogę mówić - wychrypiałam choć i tak wątpię że środkowy cokolwiek zrozumiał.
Jego reakcja ? Bezcenna. Zaczął turlać się po podłodze jak Debil zamknięty w Morawicy. Chciałoby się powiedzieć : dzięki za wsparcie, tyle że się nie da !
Rozbierałam resztki jego godności i wyrzuciłam go z pokoju. Nie mogłam pozbyć się negatywnych emocji krzykiem, wolałam też niczego nie niszczyć. Szybko ubrałam rajstopy, aby nie doprawić się jeszcze bardziej. Do tego nałożyłam jeszcze dżinsy i grubą resovską bluzę.
- Miśka powiedz coś ! - do pokoju jak zawsze bez uprzedzenia wpadł Bartman.
- zabije cię - dało się wyczytać z ruchu moich warg
- co tam mruczysz? Ach, też uważam że dziś wyglądam mega przystojnie - naigrywał się Zbyszek - wiem że mnie kochasz - zaśmiał się i tyle go widziałam
Pokiwałam z politowaniem głową. Chociaż na tyle mogłam sobie pozwolić.  Z zawiązanym językiem zeszłam na śniadanie. A tam oczywiście wszyscy wiedzieli o mojej niemocy i jak zwykle robili sobie ze mnie żarty zadając mi bezsensowne pytania, na które ja nie mogłam odpowiedzieć! Przeklinam Cię chorobo ! 
- załatwiłem Ci tabliczkę, marker i ręczniczek ! - do pomieszczenia wpadł zdyszany Piter w wymienionymi uprzednio rzeczami - nie musisz mi dziękować... - westchnął teatralnie przeczesując swoje blond włosy 
Nawet nie mam zamiaru.. - chciałoby się rzecz, ale kur..de się nie da! 
Po jakże małomównym z mojej strony posiłku rozeszliśmy się do pokoi aby skoncentrować się przed meczem. To znaczy chłopaki koncentrowali się, odpoczywali i analizowali ostatnie zagrania przeciwnika, a ja szukałam w internecie sposobu na pozbycie się mojej uciążliwej chrypy. 
Panie Boże czym sobie zasłużyłam ? Przecież byłam grzeczna.. nie licząc kilku sprośnych myśli, wyklinaniu w duchu i niewinnych żarcików. 
Przyszedł czas na podróż w stronę hali, a dało się to wywnioskować z wrzawy panującej na korytarzu. Tak więc Igła szukał swoich ochraniaczy, Tichacek nowych rękawków, a Bartman żelu do włosów. No i jeszcze Lotman, który zapodział się w moim pokoju i zaczął szczelnie zapinać moją kurtkę, wiązać szalik i zakładać czapkę, z jego autografem. 
- nie musisz mi dziękować - wyszczerzył się przyjmujący - muszę jakoś odkupić swoje winy.. gdyż ponieważ to ja Cię chyba doprowadziłem do tego stanu... przepraszam nooo. nie patrz się tak na mnie ! 
No i nasz Paul się rozkleił. Tak dobrze czytanie... Paul Lotman zaczął płakać.. Przykre ale prawdziwe. Poklepałam go po ramieniu, bo na więcej nie było mnie stać. Z chęcią wybuchnęłabym niepohamowanym śmiechem, ale nawet ciche pomrukiwanie nie chciało wydobyć się z mojej jamy ustnej. Czyżby moje struny głosowe przestały pracować? 
Popchnęłam Amerykanina w stronę drzwi, a sama zabierając swoją torbę zamknęłam pokój i zbiegłam na sam dół. Przez rozchwianie emocjonalne Lotmana do autokaru weszłam jako ostatnia. W spokoju szłam sobie na wypatrzoną na końcu dwójeczkę, jednak to co łatwe i szybkie nigdy nie jest prawdziwe. W mgnieniu oka znalazłam się na siedzeniu obok Nowakowskiego. Wyjęłam z torby magiczną tablicę i napisałam wielkimi literami : DEBILU MÓJ NADGARSTEK ! 
- przepraszam - zaśmiał się, po czym zabrał mi tablicę - stanowczo wolę jak nie masz możliwości kontaktu ze światem. 
- oddaj to, bo ci nogi z dupy powyrywam ! - wychrypiałam i o dziwo dało się zrozumieć moją wypowiedź. 
- już już. nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze głos wróci.
Szczerze ? To mam dość tego dnia.. a jeszcze czeka mnie cykanie zdjęć naszym utalentowanym zawodnikom rzeszowskiego klubu. 
Po dojechaniu na miejsce chłopaki udali się do szatni gdzie zajadali się swoim ostatnim posiłkiem przed spotkaniem z miejscową drużyną. Czyli wpierdzielali kanapki aż im się uszy trzęsły. Moja karta pamięci wzbogaciła się o mordkę Kovacevića umazaną jakimś sosem, Perłowskiego z listkiem sałaty wystającym między zębami oraz Grzyba i Buszka bijącego się o jedną razowych bułek.
W końcu wszyscy się ogarnęli i przebrali w odpowiednie odzienie. Całą gromadą ruszyliśmy w stronę sali, aby to perfekcyjnie przygotować się do meczu.
- Domi możemy porozmawiać po meczu ? - usłyszałam za sobą
Kiwnęłam tylko głową, po czym skręciłam w prawo, a siatkarze ruszyli przed siebie na płytę boiska. 

czwartek, 14 lutego 2013

40.

 Zaczęłam niemiłosiernie kichać, kaszleć i wydalać moje zarazki do otaczającego mnie środowiska.Nie wiem jakim cudem, ale Piotrek odnalazł w kieszeni swojej bluzy paczkę chusteczek, więc mogłam spokojnie wysmarkać wszystkie bakterie gnieżdżące się w moim nosie.
- no to się załatwiłaś - podsumował towarzysz mojej niedoli
- ja się załatwiłam ? Przecież to wam zachciało się jakiejś bitwy na śnieżki i nie wspomnę, że była ona bardzo nie fair, gdyż was było czternastu, a ja sama - zrobiłam smutną minkę
- prawo dżungli - westchnął
- to ja dziękuję za taką dżunglę, jak nawet własnego Tarzana nie mam - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i siedziałam z najbardziej oburzoną miną jaką byłam w stanie wymusić.
- jeżeli ty będziesz moją Jane, to ja będę twoim Tarzanem  - "Cichy" wbił mi palec w bok i nieśmiało cmoknął mój policzek
- zarazki szybko się rozchodzą - mruknęłam
- kij z zarazkami, ja być Tarzan. a ty być moja Jane - zaśmiał się i zaczął skakać po łóżku, niczym król dżungli po drzewach.
- Tarzanie mój, nie wariuj, bo masz przecież kontuzje - pociągnęłam go za nogawkę, doprowadzając przy tym jego skoczne ciało do pozycji siedzącej.
Nieoczekiwanie on pociągnął mnie za rękaw mojej rozciągniętej bluzy, tak, że wylądowałam zaraz koło niego. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, gdy z każdą sekundą jego twarz zbliżała się do mojej. Jeden ruch i Piotrek wisiał nade mną opierając się na swoich długich rękach. Odgarnął kosmyk włosów, który bezkarnie spoczywał na moim policzku. Czułam wewnętrzną potrzebę poczucia smaku jego warg, jego bliskości. Jednak z drugiej strony bałam się jakiegoś większego zaangażowania. Nie po tym co zrobił mi Krystian. W mojej głowie włączyła się blokada, czerwony napis STOP i za nic w świecie nie mogłam znaleźć wyłącznika. W myślach błądziłam już dłońmi po jego plecach i oddawałam się pocałunkom środkowego.
Najlepszym określeniem na to co czułam w momencie kiedy Piter wisiał kilka centymetrów nade mną było rozdwojenie jaźni, rozdwojenie potrzeb i rozdwojenie myśli. Te trzy nadprzyrodzone zjawiska doskonale uniemożliwiały mi skupienie się i zachowanie chłodnej głowy.
Opamiętałam się dopiero gdy usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Szybko wygrzebałam się spod Piotrka, bo do pokoju wpadł niczego nieświadomy Ignaczak. Usłyszałam tylko ciche wulgaryzmy wypowiadane przez Nowakowskiego, a potem już  wsłuchałam się w gadaninę libero
- tak więc tego, idziemy na bilardzik i mam nadzieję, że i wy się dołączycie - dokończył swój jakże obfity monolog.
- ja bardzo chętnie - wypaliłam
- przecież ty chora jesteś.. - marudził środkowy
- nie przesadzaj nic mi nie będzie - chwyciłam go za rękę i za Krzyśkiem zeszliśmy do piwnicy, gdzie w jednym z pomieszczeń znajdował się "Klub Bilardowy".
W momencie, w którym przekroczyliśmy próg, Resoviacy kłócili się o to w jakich składach gramy. Po długich konwersacjach postanowiliśmy podzielić się na dwu osobowe drużyny. Rozgrywkom służyła oczywiście większa liczba stołów tak więc nie musieliśmy siedzieć w tej piwnicy do północy. Jako iż ja w sprawach bilarda jestem mało kumata postanowiłam chodzić od stołu do stołu i przyglądać się zmaganiom chłopaków. W przerwie udaliśmy się wrzucić coś na ząb, by chwilę później znów rozstrzygać kto zostanie zdobywcą wielkiego pucharu, który nigdy nie istniał.
- będę miał puchara ! - Ignaczak wypiął dumnie pierś i ostatnia bila wpadła do łuzy.
- twoje niedoczekanie - przekomarzał się z nim nie kto inny jak Bartman
- Zbysiu, ty z Pitem , nie macie szans przeciwko mojej zacnej drużynie, którą tworzę wraz z Lotmanem - zapierał się libero
- jeszcze Ci udowodnimy co to znaczy zacna drużyna - Zibi pokazał zgromadzeniu swój język, po czym wszyscy w skupieniu obserwowali wyśmienity i pełen zwrotów akcji finał.
Oczywiście wszyscy z zapartym tchem gapili się jak poszczególni siatkarze wbijają kolorowe kulki do dziur. Jedynie ja, ogarnięta jak zawsze, z paczką chusteczek siedziałam na mięciutkim fotelu i tępo wpatrywałam się w pomalowane na bordowo ściany. Nie dotarł do mnie nawet wrzask Igły, który cieszył się ze zdobycia wyimaginowanej statuetki.
- Miśka nie śpij - Piter potrząsnął moim ramieniem
- nie śpię - mruknęłam i przeciągnęłam się we wszystkie strony.
Siatkarz złapał moją dłoń i pomógł mi wstać z fotela, po czym zaprowadził mnie do jednego ze stołów bilardowych
- co ty robisz ?  - spytałam unosząc brwi do góry, gdy Nowakowski podawał mi kij
- zamierzam nauczyć Cię grać w bilarda - odparł z uśmiechem i ustawiło kolorowe bile w trójkącie.
- ale jaaa nie chcę - jęczałam
- ale ja chcę - zaśmiał się - a teraz chwyć kij tutaj.
Ustawił się za mną i oparł swoją głowę na moim ramieniu. Przestawił moje dłonie w odpowiednie miejsce. Znów poczułam ciepło bijące od jego ciała. Znów czułam tą potrzebę zatopienia się w jego miękkich wargach, zatonięcia w jego błękitnych oczach. Nie chciałam jednak stracić najlepszego przyjaciela, nie teraz, gdy jest mi tak potrzebny. Bo przecież na związek, o ile do czegoś takiego dojdzie, w każdej chwili może się rozpaść i zostanę wtedy sama, bez przyjaciela, bez chłopaka, bez Piotrka.
Tą jakże poważną decyzję podjął za mnie sam zainteresowany. Jednym ruchem ręki odwrócił mnie przodem do siebie i wsadził na stół, po czym bez pamięci wpił się w moje usta. Na początku delikatnie musnął je swoimi wargami, ale widząc brak sprzeciwu z mojej strony zagłębiliśmy się w naszym pocałunku jeszcze bardziej. Nasze języki toczyły walkę o dominacje. Wplotłam ręce w jego blond włosy, a on dłońmi błądził po moich plecach. Oderwaliśmy się od siebie na ułamek sekundy, aby zaczerpnąć powietrza, po czym znowu oddaliśmy się chwili.
- ja dłużej już nie mogłem się powstrzymywać - wyznał przytulając moje ciało do swojego
Pocałowałam go w policzek i zeskoczyłam ze stołu. Wyminęłam go i pobiegłam do swojego pokoju. Dokładnie zamknęłam główne drzwi i zabierając swoją piżamę poszłam wziąć prysznic. Nie przeszkadzało mi dobijanie się do drzwi, chciałam po prostu odreagować, przemyśleć to co miało miejsce kilka chwil temu.  Położyłam się na łóżku i chciałam tak po prostu pójść spać, ale oczywiście mądry i natarczywy siatkarz ciągle walił pięściami w moje drzwi. Zrzuciłam nogi z łóżka i podreptałam w stronę wejścia do mojego królestwa. Uchyliłam drzwi, a Piotrek bez żadnego słowa wszedł do środka i znów mnie pocałował.
- dlaczego uciekłaś ? - zapytał prowadząc mnie w stronę wielkiego łoża
- ja to muszę wszystko przemyśleć - westchnęłam
- masz rację... ale ja już dłużej nie wytrzymam.. spędzając z Tobą czas myślę tylko o tym by trzymać cię w ramionach.. - szepnął
- dasz mi czas ?
- jasne Misia -  pocałował mnie w czoło i przykrył kołdrą pod sam czubek nosa. - dobranoc
- dobranoc - odpowiedziałam, po czym Nowakowski opuścił moją kwaterę.
Całą noc walczyłam z myślami, w których za każdym razem pojawiał się Pit. I może to zabrzmi trochę głupio, ale po podliczeniu wszystkich plusów i minusów mam remis. Jeden wielki remis. Więc jestem w jednej wielkiej kropce.


_______________________________________________
aaa macie takie suprajsa na walentynki :D

A więc moją WALENTYNKĄ na dziś są oczywiście nasi kochani siatkarze, bez których moje życie za pewne legło by w gruzach :)
tak więc, KOCHAM WAS PANOWIE <33333 I WAS DROGIE CZYTELNICZKI RÓWNIEŻ ! <3 ;*

jak spędziliście ten jedyny przepełniony miłością dzień w roku ?

pozdrawiam,
M.

niedziela, 10 lutego 2013

39.

W końcu dojechaliśmy do stolicy województwa świętokrzyskiego. Kielce przywitały nas płatkami śniegu, które jak na złość nie chciały przestać bezwładnie spadać z jasnego nieba. Biegiem znaleźliśmy się w hotelu. Chwała, Kosokowi, że wziął moją walizeczkę z bagażnika autokaru. Jednak na tym świecie znajdują się dżentelmeni. Usiadłam sobie na czerwonym rzucającym się w oczy fotelu w centrum wielkiego hallu. Tym razem, żadne przypadkowe zamieszanie nie wdarło się w bazę danych komputera jednego z kieleckich hoteli i już po chwili cieszyłam się samotnością w swoich czterech kątach z ogromnym łóżkiem, które przy dobrych chęciach i kilku próbach pomieściłoby całą Resovię. Zadzwoniłam do Grzesia i pochwaliłam się moim pięknym pokojem. Szybko musiałam zakończyć mój monolog, bo ktoś nieustannie dobijał się do moich drzwi.
- idziesz na ten obiad ?! - wydarł się Ignaczak, gdy otworzyłam przed nim wrota do mojego królestwa.
- taaa. - mruknęłam i zeszłam z nim do restauracji.
Błyskawicznie pochłonęliśmy porcje naszego kurczaka z warzywami i wróciliśmy do siebie. Ale tylko na chwilę. Zdążyłam się tylko przebrać i musiałam lecieć do autokaru. Gdy wszyscy już grzecznie siedzieli na swoich miejscach ruszyliśmy w stronę Hali Legionów. Piotrek jako, że jest kontuzjowany poszedł ze mną prosto na sale, a reszta rzeszowskiej mafii udała się do szatni. Effector właśnie zakończył swój poranny trening, więc razem z Nowakowskim zamieniliśmy kilka słów z miejscowymi siatkarzami.
- tylko nie dajcie nam forów - zaśmiał się Kozłowski
- to nie do mnie. Ja nie gram - westchnął Resoviak.
- och, a chciałem zmierzyć się z Tobą na siatce - zasmucił się Kokociński
- następnym razem Grzesiek, następnym razem.
Kielczanie dołączyli do reszty swojego zespołu udających się już do szatni.
Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy aż reszta wreszcie raczy przyjść na trening. Trener nerwowo maszerował wzdłuż boiska co chwilę patrząc w tarczę swojego zegarka. No tak, cenne sekundy ćwiczeń upływały jak piasek w klepsydrze.
- Dominika, skocz się zobaczyć co te panienki zatrzymało. Przecież mówiłem im sto razy żeby makijaż robiły w hotelu - Kowal pokręcił głową
- już jesteśmy ! - na sale zbiegł zdyszany Lotman
- co was zatrzymało ? - trener zmierzył Achrema od góry do dołu. Zaśmiał się pod nosem widząc że przyjmujący założył swoją koszulkę tył na przód.
- trener woli nie wiedzieć - Igła machnął ręką.
Kowal odpuścił. Za zbyt długie ociąganie się w szatni chłopaki dostali dodatkowe kółka wogóle boiska. Opuściłam Pita i z aparatem w ręku paradowałam między zmęczonymi dryblasami.
- i wy z taką kondycją nazywacie się siatkarzami ? No panowie, do roboty, mecz sam się nie wygra! - ponaglałam ich
- zdjęcia też się same nie zrobią ! - Dobrowolski pokazał mi język, po czym szybko się ulotnił gdy zobaczył, że dzierżę w swojej dłoni żółto-niebieską Mikasę.
Usiadłam sobie z powrotem koło Piotrka i przeglądałam zrobione zdjęcie. Jednak nie ma to jak Nikola z językiem zwisającym do samej ziemi i Buszek kopiący zacne cztery litery Ignaczaka.
Po treningu zabrałam kurtkę z szatni chłopaków i wyszłam przed halę.
- zakładaj czapeczkę od kochanego Lotmanka - Paul podszedł do mnie i zsunął mi czapkę na same oczy - oszczędzaj światło - wyszczerzył się
- Lotman, padalcu ty ! Jak jeszcze raz mnie dotkniesz to wsadzę Ci tą czapkę tam gdzie słońce nie dochodzi ! - krzyknęłam
- uuu, to ja bym później jej nie dotykał - zaśmiał się Wojtek
- a wiesz co.. ja zawsze chciałem złożyć autograf na czapce ... - rozmarzył się Amerykanin
- podpisać to ty się możesz ale na kartce, chyba, że znowu chcesz kasę wydawać ! - pokazał mu język, ale on nie ustępował i szedł w moją stronę z czarnym markerem.
Zaczęłam biec w stronę autobusu, ale to nic nie dało, bo ni stąd ni zowąd zostałam otoczona przez Resoviaków.
- zawsze chciałem natrzeć dziewczynę ! - wyszczerzył się Ignaczak i rzucił się na mnie z białą kulką w dłoni.
- za co ?! - wrzasnęłam na pół Kielc
- za chęć do życia - Pit chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię, po czym wrzucił w zaspę śniegu
- Brutusie i ty przeciwko mnie ?!
Otrzepałam się i powoli zaczęłam kierować się do autokaru. I już myślałam, że bezpiecznie tam dotrę., ale jak zwykle wszystko musiało pójść nie po mojej myśli i z każdej strony leciały we mnie śnieżne pociski. Nawet kierowca był przeciwko mnie i nie otwarł mi drzwi od autobusu. Co za świat, co za ludzie! Gdy już byłam cała biała, niczym bałwan, podleciał do mnie Lotman i złożył swój autograf na mojej żółciutkiej czapce.
- czym sobie zasłużyłam?! Przez was będę chora ! - burknęłam i weszłam do wnętrza pojazdu, gdyż łaskawy pan kierowca wreszcie się nade mną zlitował.
Chłopaki nadal czekali z białymi kulkami i tym razem rzucili się na trenera. Ale o dziwo trener był na to przygotowany i ze  swoją świtą odpowiedział na atak siatkarzy. I tak rozpoczęła się I wojna Kielceka, która weszła w skład III wojny światowej.
Gdy tylko przestali udali się do autokaru, ale to ich nie powstrzymało przed kolejnym atakiem na moją zacną osobę. Inteligentny, przezabawny Ignaczak wniósł śnieg do środka i gdy przechodził obok mojego siedzenia rzucił nim we mnie.
- ja Ciebie chrzczę... - recytował Bartman chlapiąc we mnie roztopionym śniegiem
- trzymajcie mnie bo wyjdę z siebie ! - warknęłam i już miałam wstać, aby dokopać Zbyszkowi, ale Piotrek usiadł obok mnie.
- nie przeżywaj - westchnął strzepując z mojej kurtki pozostałości śniegu
- zachowują się jakby pierwszy raz śnieg widzieli, albo jeszcze gorzej. Jaskiniowcy jacyś..
Gdy tylko podjechaliśmy pod hotel, poczekałam aż chłopaki pierwsi wysiądą i gdy byłam już w stu procentach pewna, że nie czają się gdzieś za rogiem przemknęłam do środka, a potem do swojego pokoju. Zdjęłam mokre ubrania i rozwiesiłam je na kaloryferze. Wysuszyłam mokre końcówki i weszłam pod cieplutką kołderkę, gdyż moje ciało aż trzęsło się z zimna.
- Dziękuję panowie za przeziębienie - mruknęłam pod nosem
Chwyciłam stojącego na półce nocnej laptopa i wrzuciłam zdjęcia z dzisiejszego treningu. Przy okazji wysmarkałam całą paczkę chusteczek. Nawet gdy usłyszałam pukanie nie chciało mi się podchodzić do drzwi więc tylko krzyknęłam "proszę" i ponownie nakryłam się kołdrą pod sam czubek głowy.
- przyniosłem Ci ciepłą czekoladę - usiadł na brzegu łóżka i delikatnie gładził moje plecy schowane pod ciepłą pierzyną.
- dzięki - szepnęłam i podniosłam się aby odebrać kubek
- staram się.
- dobrze Ci to wychodzi.
Usiadłam obok niego, a on objął mnie ramieniem. I dopóki nie wzięło mnie na kichanie to było całkiem miło i przyjemnie.

środa, 6 lutego 2013

38.

- Dośka, cholero ty! Wstawaj! Bo te pasiaki zostaną bez fotografa!
No tak, inteligenty Łomacz zaczął mnie budzić. Kocham go normalnie. Zawsze budzi mnie w taki delikatny sposób... Wyczuwacie ten sarkazm, prawda? Mój mądry przyjaciel zaczął mnie szturchać i szarpać, krzycząc przy tym niemiłosiernie wprost do mojego ucha. Zamachnęłam się przez co mój łokieć wylądował na grzesiowej twarzy. Nich się cieszy, że to tylko przypadkowy łokieć, a nie zamierzony cios otwartą dłonią. Spojrzałam na zegarek i zamarłam. Za godzinę miałam być na Podpromiu, a jestem jeszcze w proszku. Zrzuciłam siatkarza z łóżka, gdyż blokował mi zejście z niego. Pobiegłam do łazienki, gdzie się odświeżyłam i delikatnie pomalowałam. Zawitałam również w garderobie. W międzyczasie rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam i przełączyłam na tryb głośnomówiący. Takim więc sposobem latałam po całym mieszkaniu z telefonem w ręku rozmawiając z Russellem. Przez dobre pół godziny opowiadałam mu co wydarzyło się u mnie przez ostatnie dni, a on nawijał mi o wariacjach jakie urządza drużyna z Jastrzębia. Oczywiście wzrok Grzesia mówił sam za siebie..
- w końcu dojdzie do tego, że w każdym klubie będziesz miała wtykę - zaśmiał się, gdy zakończyłam już połączenie z Holmes'em - przynajmniej rozmawiając z tym Amerykaninem podszlifujesz angielski.
Ach tak, Łomacz wrócił do matkowania nade mną. Idę o stówę, że to moja kochana rodzicielka kazał mu przyjechać do Rzeszowa i sprawdzić jak się mają jej pociechy.
- zbieraj dupę, po się spóźnimy - popędził mnie.
Zabrałam ostatnią kanapkę i obładowana bagażami wyszłam z mieszkania. Na szczęście Gregor pokazał, że potrafi być dżentelmenem i wziął moją (niewielką!) torbę podróżną. W błyskawicznym tempie, przy rytmach piosenki One Day Reckoning Song, zespołu The Mojos dotarliśmy pod halę.
- Krzysztofie proszę Cię opiekuj się moją małżonką - Grzesiek z pełną powagą zwrócił się do rzeszowskiego libero. Chłopaki powoli zbierający się pod autokarem zaczęli rechotać jak żaby, za to sam Ignaczak stał jak kołek i chyba po raz pierwszy nie wiedział co ma powiedzieć.
- małżonką ? - wydusił wreszcie - to wy się pobraliście?!
- tak i mamy już dwójkę dzieci - odparł dumnie Łomacz - a w drodze jest trzecie - z uśmiechem położył dłoń na moim brzuchu i delikatnie go pogłaskał.
- ale jak.. bo ja już nie rozumiem... - zdezorientowany usiadł na swojej olbrzymiej walizce.. i to niby kobiety zabierają dużo rzeczy na wyjazd.. a tu proszę taka niespodzianka - przecież Miśka jeszcze niedawno ryczała jak bóbr bo jakiś tam Konrad ją zdradził.
- nie Konrad, tylko Krystian - poprawiłam go. Zauważyłam, że gdy wypowiadałam jego imię oczy po raz pierwszy nie zaszły mi łzami, a głos nie zadrżał  Czyżbym była na dobrej drodze, do uwolnienia się od tego piekielnego wspomnienia? Być może.
- wytłumaczy mi ktoś co tutaj się dzieje ? - błagał już prawie na kolanach Igła - bo ja tu zaraz poplątania mózgu dostanę.
- na to już za późno - zaśmiał się Bartman, który właśnie podjechał swoim sportowym autem, bo niby po co przejść się 15 minut spacerkiem, jak można zatruć środowisko.. i cichooo.. tak wiem sama pojawiłam się tutaj autem, ale to tylko z powodu Łomacza, który jak twierdzi pojedzie sobie potem na zakupy..
- do jasnej ciasnej.. o co chodzi z tym waszym małżeństwem ?! - domagał się Krzysiek
- małżeństwem ?! - Zibi wypluł wodę, którą właśnie teraz popijał
- boshe... jacy wy jesteście łatwowierni - Grzesiek w końcu pękł i cały śmiech, który kłębił się wewnątrz jego ciała wydostał się na światło dzienne, udzielając się przy tym również mi.
- czyli, że ty, że tyy, że ty, mnie... - Igła nie mógł się wysłowić
- tak Krzychu wkręciłem Cię ! - oznajmił triumfalne gdański rozgrywający.
- ja zostałem wkręcony?! przecież to niemożliwe.. - libero znów usiadł na swojej walizce, która niechybnie przesunęła się na swoich kółeczkach i Ignaczak wylądował na betonie.
- dobra ferajna, ładować się do autobusu - krzyknął trener Kowal, a wszyscy od razu ustawili się w długiej kolejce do wejścia.
- tak więc kochanie, pamiętaj zachowuj się i dbaj o tego dzidziusia - naśmiewał się Grzesiek, a widząc mordercze spojrzenie Igły robił to z jeszcze większym zapałem
- tak tak, a ty pamiętaj, żeby odprowadzać Antka i Lusię do przedszkola - pocałowałam go w policzek i podałam kierowcy moją torbę, która szybko znalazła się w luku bagażowym.
- jesteście nie normalni - podsumował Krzysiek i wsiadł do autobusu.
- wiemy, wiemy - westchnął Gregor - masz tu mentosy.. tak na drogę.. - uśmiechnął się i wręczył mi kilka opakowań kolorowych dropsów.
- dzięki. Kocham Cię Grzesiu - uśmiechnęłam się i przytuliłam się do rozgrywającego.
- ja Ciebie też Dośka - pocałował mnie w czoło i odprowadził pod same drzwi autobusu.
Wewnątrz pojazdu od razu przywitało mnie pytające spojrzenie siatkarzy. Chyba każdy wie, co chcieli nim wyrazić, tak więc szybko odpowiedziałam im coś w stylu "nie, nie jesteśmy razem. Jestem wolna. Możecie mnie brać". Oczywiście Bartman nie darował sobie dodania swojego trzy grosze i z jego ust wydobyło się ciche "bardzo chętnie".
Usiadłam sobie obok zasłuchanego już w takty jakiejś piosenki Piotrka. Wyjęłam mu jedną słuchawkę z ucha i włożyłam ją do swojego. Znów zaszczyciła mnie ta sama piosenka, którą słuchałam w radiu jadąc z Grześkiem. Po cichu podśpiewywałam sobie refren. Na przekór mnie musieli słyszeć to siatkarze, bo każdy po kolei zaczął się ze mnie śmiać. A mój towarzysz to już w ogóle.
Dzięki panowie, przecież aż tak bardzo to nie fałszuje.
Oddałam Nowakowskiemu słuchawkę i zaczęłam pochłaniać mentosy. Najpierw wybrałam same pomarańczowe, gdyż te były najlepsze, a Łomacz zawsze zabraniał mi ich jeść, twierdząc, że pomarańczowe je tylko szlachta, a ja do niej nie należę. W jego oczach byłam zwykłym plebsem, któremu należą się tylko różowe dropsy.
- tęsknisz czasem za Gdańskiem ? - z jakże ciekawego zajęcia oddzielania mentosów wyrwał mnie głos Piotrka
- za Gdańskiem? rzadko. Za rodziną i Grześkiem, częściej - odpowiedziałam przymusowo się uśmiechając
- na prawdę do siebie pasujecie.
- nie żartuj sobie.. Łomacz jest tylko i wyłącznie moim przyjacielem. Takim jak Bartman, czy też Ignaczak.
- a ja ?  - zapytał niepewnie.
Pozostawiłam go bez odpowiedzi. Zabrałam jego odtwarzacz. Włożyłam słuchawki i przeszukując całą playlistę trafiłam na mój ulubiony utwór. I co z tego, że pierwszy raz ta piosenkę słyszałam dzisiejszego ranka? Po prostu, gdy jej słucham, aż nóżka sama chodzi. Katem oka zerknęłam na Piotrka. Ukradł mojego pomarańczowego mentosa i przeżuwając go wpatrzony był gdzieś daleko, w jakiś punkt po za horyzontem.
Obiecałam sobie, Russellowi i Kubiakowi, że zastanowię się nad tym co tak dokładnie czuję do jednego z środkowych Asseco Resovii. Tylko, że sęk w tym, ze nawet nie miałam kiedy, a może po prostu nie miałam ochoty, zabierać się za rozpatrywanie sprawy o wdzięcznej nazwie Dominika Toborek i Piotr Nowakowski. Teczka z jej aktami leży gdzieś głęboko na dnie serca. I może prawdą jest, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. Ale prawdą jest również to, że to prawdziwej miłości trzeba dojrzeć, a czasem lepszym rozwiązaniem jest po prostu przyjaźń. Bo prawdziwa przyjaźń przetrwa wszytko, a miłość może to wszystko tylko popsuć.

poniedziałek, 4 lutego 2013

37.

Znajomy głos i ten dźwięczny śmiech. To na pewne musi być On. Z drugiej strony to przecież nie jest możliwe. On jest teraz zbyt daleko. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na mojego wybawiciela.
- co ty tutaj robisz ? - spytałam zrzucając z siebie ogromne cielsko Pita.
- Jezus Dosiek. Ja tu liczyłem że wskoczysz mi w ramiona.. tak się podjarałem tym przyjazdem. A tu dupa. Jak mnie nie chcesz to sobie idę - otarł niewidoczną łzę, która tylko w jego wyobraźni spływała po policzku.
- oj Grzesiek, no chodź tu misiaku - wstałam z podłogi i z rozłożonymi rękami czekałam aż niejaki Łomacz wyląduje w moich ramionach.
- no widzisz młody tak się postępuje z kobietami - wytknął język w kierunku Nowakowskiego - a teraz zabieram Ci pannę Toborówne. Muszę jej wygłosić kazanie jakiego świat nie słyszał.
Gregor wyciągnął mnie z szatni i już chciał kierować się do wyjścia z hali ale w porę zainterweniowałam i zaciągnęłam go na sale. Usiedliśmy na czerwonych krzesełkach.
- no więc co ty tutaj robisz ?
- Stęskniłem się - wyciągnął ręce i jedną z nich zarzucił na moje ramiona
- Łomacz pindo ty, co się stało?
-no stęskniłem się kochana - zaczął okręcać pasmo moich włosów wokół swojego palca
- to długa się mną nie nacieszysz, przyjacielu, bo jutro wyjeżdżam z tymi ułomami do Kielc. i wracam za trzy dni.
- ja zamierzam zabawić u was na chacie jakiś tydzień - wyszczerzył się
- z klubu Cię wyrzucili czy jak ?
- taaa, nooo i teraz mieszkam pod mostem - zgrywał się - kontjuzje barku mam. I teraz mam takie zajebiaszcze plasterki.
- jak dziecko - mruknęłam pod nosem
- mówiłaś coś słoneczko ? - zmarszczył czoło i zmrużył oczy w ten swój oryginalny łomaczowy sposób.
- nie, skądże.. - uśmiechnęłam się
- a tak w ogóle to doszły mnie słuchy, ze tu ostro było. No opowiadaj... - popędzał mnie wymachując w tą i z powrotem swoją owłosioną kończyną służącą mu do rozgrywania piłek. Nie, nie nogą. Tylko ręką...
-ale o co Ci chodzi... ? - odwróciłam głowę i dokładnie przypatrywałam się końcowej linii boiska.
- boshe.. Dosiek.. o Krisa mi chodzi. Słyszałem, że tu był - Gregor zabawnie poruszył brwiami
- no był i nawet mi się oświadczył - wytknęłam w jego kierunku język
- oświadczył !? ale to przecież ja miałem być twoim mężem.. pamiętasz jak się zaręczyliśmy kapslem od tymbarku ? to były czasu - podparł brodę dłoni i zaczął marzyć o Bóg wie czym.
- Grzesiu, słońce moje tu ziemia - pomachałam mu ręką przed oczami - ja lecę do tych człowieków o tam - wskazałam palcem na boisko - co uważają, że potrafią grać w siatkówkę.
- słyszałeeem - wrzasnął Grzyb, który jako pierwszy nadepnął swoją nogą na pomarańczową część boiska.
- a ty tu siedź, nie ruszaj się i nie odzywaj - poleciłam Łomaczowi
- a oddychać mogę ? - zapytał głupio się przy tym uśmiechając.
- nie możesz..
- a mentosa mogę skonsumować ? - dopytywał
- miętowy czy owocowy  ? - odwróciłam się w jego kierunku - owocoweeeeeeeeee - krzyknęłam i podstawił dłoń pod paczkę kolorowych dropsów.
- ejjjjjjj ale pomarańczowe są moje, przecież wiesz, że te są najlepsze.. dam Ci różowego, bo różowe są pedalskie - oznajmił Grzesiek, a po chwili zapchał swoją buzię mentosami.
Wzięłam moją maluteńką porcję łomaczowego przysmaku i zeszłam z najwyższego rzędu rzeszowskich trybun na sam parkiet. Przywitałam się z trenerem, resztą zawodników i zaczęłam robić zdjęcia. Ta praca powoli zaczyna mnie nudzić. A nie sorry, zmieniam zdanie.. Paul tak seksownie wygląda bez koszulki.
- hee! ty obcokrajowcu! no do Ciebie mówię - wydzierał się Grzesiek powoli zmierzając w naszym kierunku.
- o boże tylko nie to - westchnęłam.
- ty mi tu mojej pani Łomacz nie podrywaj na swoją klatę - dodał i objął mnie swoją grześkowatą ręką
- Mc Gregor ?! - Igła, ach ten Igła...
- no tak.. tak się niby nazywam..
- panie trenerze niech pan im karze wracać do treningu... - szepnęłam Kowalowi.
Wygoniłam gdańskiego pacana z powrotem na trybuny, a sama dokończył ich mini sesję fotograficzną. Po trzygodzinnym poceniu się na sali Mister Andrzej zakończył trening.
- uwaga wszyscy - wydarł się Łomacz.. no ja kiedyś zabiję tego idiotę - impreza u Miśkii!!!!!
Wrzasnął i zaczął uciekać. Dobrze wiedział jak zareaguje. Zaczęłam gonić go po całym obiekcie, po drodze taranując panią sprzątaczkę i wywracając kosz z piłkami.
- i tak Cię dorwę - wysyczałam
- no ciekawe jak trafisz do mieszkania... - zaśmiał się
- pojadę z nim ! - chwyciłam wychodzącego z szatni Piotrka.
Znów mój język powędrował w stronę Grześka i razem z Nowakowskim opuściłam halę. Załadowałam się do jego samochodu, a ten bez zbędnych pytań odpalił silnik i odjechał spod Podpromia.
- pani Łomacz..... - mruknął po chwili ciszy - Dominika Łomacz. nieźle brzmi.
- Dominika Nowakowska, lepiej - westchnęłam
- serio ? - obrócił głowę w moją stronę
- patrz na drogę palancie - odwróciłam jego mózgownice.
- Dominika Nowakowska.. fajnie by było...
- w twoich snach Piotrusiu - poklepałam go po policzku -  a ty nie wysiadasz na tą imprezę ? - zapytałam gdy zaparkował już swoje autko pod moim blokiem
- to ty na prawdę organizujesz jakąś bibę ? - zdziwił się
- a mam inne wyjście..
Pod blokiem stało już całe stado dwumetrowców, więc nie było odwrotu.
Przyrzekam, że ukatrupię kiedyś tego ludzia, jakim jest szanowny mój przyjaciel pan Łomacz. 
Wpuściłam brygadę do mieszkania. Na szczęście nie pojawili się w komplecie i doliczyłam się kilku ubytków w ich zacnym gronie. Wszyscy obecni rozsiadli się gdzie tylko mogli.
- no to co szef kuchni serwuje ?  - wyszczerzył się Igła
- zapytaj lepiej tego pacana - wskazałam na Gregora, który siedział z nosem w książce kucharskiej.
- Grzesiek, ty umiesz czytać ?!?! - oczy Krzyśka przypominały orbity po których krążą planety
- no coś ty.. rozwojem jestem dopiero na etapie raczkowania. Ulotka pizzerii była jako zakładka w tej wielkiej zakurzonej księdze zaklęć, więc postanowiłem, że coś zamówię...
- z kim ja żyję - westchnęłam i usiadłam na kuchennych płytkach
- z wariatami - odpowiedzieli niemalże chórem
- a słonko  nie siedź na podłodze bo wilka dostaniesz .. - Łomacz podał mi rękę i pomógł wstać.
Zjedliśmy pizzę, pograliśmy na konsoli, pośmialiśmy się, pożartowaliśmy i zakończyliśmy imprezę. Karol wrócił około dwudziestej trzeciej i zaszył się z Grześkiem w salonie w celu odbycia męskiej pogawędki, gdyż dawno się nie widzieliśmy. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z dna szafy małą torbę podróżną. Zapakowałam do niej wszystkie rzeczy, które mogą przydać mi się na trzydniowym wyjeździe do stolicy województwa świętokrzyskiego. Nie zapomniałam oczywiście o gazie pieprzowym, aby w razie czego pozbyć się nieznośnych siatkarzy. Już miałam kłaść się spać, ale oczywiście Piotruś miał do mnie bardzo ważną sprawę i musiał wysłać SMS'a, bo nie mógł tego zrobić rano.

Przyjdę po Ciebie przed ósmą. :)

Nie trzeba. Mąż mnie odwiezie :P

raaaaaanisz :( 

bywa :D 

Ponownie ułożyłam się na łóżku i już odpływałam w krainę Morfeusza. Było tak blisko.. niestety ktoś równie inteligentny jak wyżej wymieniony Nowakowski zakłócił mi spokój. Tym razem nie SMS'em czy tam telefonem. Nieproszony gość bezkarnie wszedł sobie do mojego pokoju i wgramolił się na moje łóżku. 
Miłej nocy z chrapiącym Łomaczem, Dominiki.. Jutro na pewno będziesz w pełni sił - powiedziałam sobie w myślach i odsunęłam się na drugi koniec łóżka.