- w zeszłym roku jak już wiesz chodziłam z nim. Na początku było nam ze sobą bardzo dobrze. Planowaliśmy nawet razem zamieszkać. Później zaczęło się psuć. Janek wpadł w nie najlepsze towarzystwo. Zaczął brać narkotyki, nadużywał alkoholu. Często na nasze spotkania przychodził pijany. Wtedy też tracił nad sobą kontrolę. Pewnego dnia pobił mnie tak mocno że trafiłam do szpitala. Janek się przestraszył i wyjechał. Wrócił nie dawno i najwidoczniej poszukuje kolejnej ofiary.
- a może on się już zmienił
- nie sądzę. Nadal zadaje się z tym typami.
Siedziałyśmy chwilę w milczeniu. Żadna z nas nie chciała kontynuować tego tematu. Zrobiło się na prawdę późno. Na dworze było ciemno i zimno. Zeszłyśmy na dół, a tam ku mojemu zaskoczeniu mój brat zaproponował Adzie, że ją odwiezie. A to do niego nie jest w ogóle podobne !
Gdy tylko opuścili mieszkanie, podążyłam do łazienki. "Odprawiłam" wieczorną toaletę, po czym bezskutecznie próbowałam skontaktować się z Krisem. Boże, co się z tym chłopakiem dzieje ? Przecież zawsze odpierał moje telefony, mogliśmy gadać godzinami, a teraz nawet na głupiego SMS`a nie odpisze ?! Chyba czeka nas poważna rozmowa na temat naszego związku. Wiem, że to ja wyjechałam z Gdańska, ale on sam chciał kontynuować nasz związek. Obiecał, że po zakończeniu roku przyjedzie do Rzeszowa, że razem zamieszkamy. Pełna obaw i niepokoju zasnęłam. Musicie wiedzieć, że mam taką nietypową zdolność, że nawet podczas najgorszych problemów i konfliktów potrafię bez problemu zasnąć.
Rano, jak zwykle zjadłam miskę musli i ruszyłam na zajęcia.
Dostarczyłam dziekanowi wszystkie papiery, zamieniłam kilka słów z Adą i udałam się na zajęcia. Rozejrzałam się dokładnie po całej sali. Nigdzie jednak nie dostrzegłam Jacka. Może to i dobrze. Po wczorajszej rozmowie z Adą, trochę zaczęłam się go bać.
Systematycznie uczęszczałam na zajęcia. Praktyki niestety musiałam sobie w tym tygodniu odpuścić, ponieważ Karol przeziębił się podczas odwożenia Ady i był na zwolnieniu lekarskim. Fajnie, cały tydzień zmarnowany.
Po bardzo nudnych siedmiogodzinnych czwartkowych wykładach wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do mieszkania usłyszałam jak mój brat rozmawia z kimś przez telefon.
- oczywiście panie prezesie.
-...
- jasne iż się zgodzi.
Karol pożegnał się prawdopodobnie z panem Kozłowskim i z szerokim dość dziwnym i podejrzanym uśmiechem podszedł do mnie i wziął moją wyładowaną książkami z biblioteki torbę. Doskonale znałam ten uśmiech. Uśmiech, który zawsze oznaczał jakiej kłopoty.
- co mam dla Ciebie zrobić ? - rzuciłam wchodząc do kuchni i otwierając świecącą pustkami lodówkę.
- no bo wiesz, że ja jestem chory.. - kichnął - a w niedzielę chłopaki grają w Gdańsku i ktoś musi im zrobić zdjęcia. Padło na Ciebie - zrobił minę typu "ja nie miałem z tym nic wspólnego, nie patrz tak na mnie". Westchnęłam co mój brat wziął za wyraz zgody. W sumie to cieszę się z takiego obrotu sprawy. Odwiedzę rodziców i wreszcie pogadam z Krystianem.
- więc, jutro o 5:30 wyjazd spod hali - szeroko się uśmiechnął
- o której ?! - popatrzyłam na niego z byka
- no o 5:30 - powtórzył ze stoickim spokojem
- zabiję Cię kiedyś ! - wrzasnęłam lekko zdenerwowana. Jakim cudem ja, Dominika Toborek mam wstać w środku nocy, a potem tłuc się przez całą Polskę autokarem z grupą istnych olbrzymów, w których część nie mówi po polsku (co nie jest dla mnie problemem, bo znam angielski, niemiecki i rosyjski)?!
Wzięłam portfel i ruszyłam do pobliskiego supermarketu po zakupy. Sprzed wyjścia "sprzątnęłam" wózek i ruszyłam w stronę gęsto zastawionych produktami sklepowych półek. Po pierwsze wzięłam zapas mojego musli i soku pomarańczowego, zahaczyłam o dział z wędlinami i warzywami. Później parę najpotrzebniejszych produktów codziennego użytku. Na koniec to co tygryski lubią najbardziej, czyli słodycze!! Żelki, ciastka, batoniki, chipsy... i tak w kółko. Załadowałam cały sklepowy wózek i udałam się do kasy. Zapłaciłam za zakupy, po czym wszystkie produkty starannie ułożyłam w dwóch ogromnych ekologicznych torbach. Wyjechałam wózkiem na zewnątrz i wyjęłam z niego siatki. Cholera jasna jak ja to doniosę do domu?! Na odpowiedź długo nie musiałam czekać.
- Miśka ! - krzyknął już z oddali
- hej Piotrek - przywitałam się z siatkarzem. Nowakowski od razu zabrał obydwie torby. W miłej atmosferze ruszyliśmy w stronę naszego osiedla.
- jedziesz jutro z nami ? - spytał z taką dziwną nadzieją w głosie. A ja, jak to ja postanowiłam trochę się zabawić i nie mówić mu nic o moim wyjeździe, więc pokiwałam przecząco głową - szkoda - mruknął widocznie niezadowolony.
Pit wniósł zakupy do mieszkania i położył je w kuchni. O dziwo, w domu nie było Karola. Zostawił tylko kartkę na lodówce : "Jestem u Ady :)" . Moja mina typu "o.O" wyrażała wszystko co w tej chwili czułam. Karol i Ada ?! Mój brat i moja przyjaciółka?! Jezu Chryste i wszyscy anieli w niebie ! Po odmówieniu całej litanii wzięłam się za rozpakowywanie zakupów, uprzednio oczywiście goszcząc Piotrka, który czuł się tutaj jak u siebie, bo jak mi było wiadomo spędzał tu razem z Karolem większość popołudni "pociskając w Super Volleya" . Około 18 siatkarz opuścił mieszkanie, a ja wzięłam się za pakowanie ubrań i sprzętu na weekendową batalię. Po dwóch godzinach walki z zamkiem od torby byłam wykończona. Wzięłam do ręki mój telefon w celu skontaktowania się z Krystianem. 3 razy przeczytałam nową wiadomość od mojego brata nie mogąc uwierzyć w to co jest tam napisane.
"Zostaję na noc u Ady. Pamiętaj o jutrze. Zbyszek przyjedzie po Ciebie o 5:15".
Mój braciszek rozwala system, a moja przyjaciółka nie powiedziała mi o tym, że spotyka się z moim bratem! I don't want to live in Rzeszów anymore! To miasto jest dziwne. Znajomości rozwijają się tu o wiele za szybko, ot co!
Zmęczona wzięłam prysznic, ustawiłam budzik na 4:30 (jak ja wstanę !) i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz