czwartek, 30 maja 2013

59.

Ubrana w moją ulubioną piżamę z motywem jakze pięknych i uroczych krówek zatopiłam się w miękkim hotelowym materacu. Przykryłam się ciepłą kołdrą, która jeszcze pachniała lewandowym płynem do płukania. Zresztą moim ulubionym. Nieoczekiwanie drzwi do pokoju otworzyły się. Serce chyba mi stanęło i przestało rytmicznie uderzać. Duch miał nawiedzać Daniela, a nie mnie! Na szczęście po chwili zza futryny wychwyliła się głowa Nowakowskiego. Odetchnęłam z ulgą.
- co ty tutaj robisz ? - podniosłam się na łokciach i zmarszczyłam czoło.
- przecież wiem, że panicznie boisz się duchów i innych istot paranienormalnych - przesunął mnie delikatnie robiąc na łóżku miejsce dla siebie - dziwię się, że wytrzymałaś na tym seansie u Paula.
Chciałam go wypytać o to skąd Lotman zna się na takich rzeczach ale Piotr postanowił już zakończyć ten dzień pełen wrażeń. Jego ręka oplotła moje ciało i mocno przycisnęła. Wsłuchałam się w jego miarowy oddech, po czym sama oddałam się w posiadanie snu.

Krzyk. Pisk. Jazgod. Wycie. I towarzyszący temu dziwny powiew wiatru. Tak właśnie stało się kilka minut po północy.
Błyskawicznie przesyłam z pozycji leżącej do pozycji siedzącej. Zapaliłam stojącą na szafce nocnej lampkę i rozejrzałam się po pokoju. Nie zauważyłam nic groźnego.
- chyba nasz duch wziął się do roboty - aż podskoczyłam gdy usłyszałam jego głos.
Kompletnie zapomniałam, że śpi obok mnie. Choć jestem niemal w stu procentach pewna, że gdyby go przy mnie nie było piszczałabym głośniej niż Kajetanowicz.
Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić to co stało się wczoraj. Wywołaliśmy ducha. Najprawdziwszego, żywego (a raczej zmarłego) ducha. Pójdziemy za to piekła...
- chodźmy spać - Piotrek przytulił się do moich pleców.
- nie mów mi, że potrafisz usnąć, jak ten pacan drze się wniebogłosy.
- co mnie obchodzi on i jego duch. Najwyżej po egzorcyste zadzwoni - Pit machnął ręką i położył się z powrotem na miękkim materacu.
Westchnęłam i wywierciłam sobie miejsce obok niego. Krzyki ustały, więc można było spokojnie zasnąć.

Siedzieliśmy już na stołówce i powoli przeżuwaliśmy swoje śniadania. Igła już po raz piętnasty mielił zębami ten sam kawałek jakiegoś tradycyjnego płacka ze smażonymi grzybami, a Kovacević próbował odgadnąć od której strony powinien zaczął jeść swoją dziwną kanapkę napakowaną po brzegi zieleniną. Za namową Bartmana i jego narzekaniem, że zielone to jest dla królika lub kozy zamówiłam sobie przepyszną jajecznicę i zrezygnowałam nawet z posypania jej zielonym szczypiorkiem.
Wszyscy odwrócili swoje głowy gdy do pomieszczenia wpadł zdyszany Stażysta. Był blady. Strasznie blady.
- Młody wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - zaśmiał się Kosok, a zaraz za nim cała reszta.
- a co ty tak krzyczałeś w nocy? - drążył temat Buszek.
- myślałem, że to ta.. Dominika jęczy - zapierał się Daniel, choć wszyscy wiedzieli, że kłamał. Nos mu rósł w zawyrotnym tempie tak jako bajkowemu Pionkio.
- Miśka piszczy całkiem inaczej - odparł Piotrek, po czym przez dłuższą chwilę musiał masowąć swoje ramie które miało bliższe spotkanie z moją pięścią.
Między siatkarzami rozniosło się tradycyjne "uuuuuuuuuuuuu" przeplatane innymi dzikimi odgłosami.
Ale wróćmy do nocnych krzyków Kajtka.
- jestem pewien, a jak jestem pewien to jestem pewien, że to ty nie dałeś nam w nocy spać - Perełka jeszcze bardziet pogrążał Nowego.
- koszmar śnił się dzieciaczkowi ? - nabijał się Ignaczak sepleniąc przy tym jak małe dziecko.
Daniel zrobił się czerwony jak burak, a Lotman wyjął z torby ten sam czarny modlitewnik co wczorajszego wieczora i znów po łacinie zaczął odmawiać dziękczynną modlitwę do naszego zaprzyjaźnionego ducha.
Wyglądał przy tym dość komicznie. Kołysał się to w przód, to w tył mrucząc pod nosem co jakiś czas "Spiritus Sante". Przechodzący obok naszego stołu trener złapał się za głowę i pytającym spojrzeniem zbadał całą resztę.
- biedaczek boi się Zaytseva - wyjaśnił Bartman.
Miał szczęście, że Paul był za bardzo przejęty swoimi modłami dziękczynnymi, ażeby przetworzyć dodatkowo słowa Zbyszka.
- a nie wiecie może kto tak wrzeszczał w nocy? - na pytanie Kowala wszyscy wybuchnęli śmiechem. Czyli nawet piętro niżej było słychać wycie naszego ulubionego Stażysty.
- z kim ja pracuje?! - mruknął trener i odszedł do swojego stolika.

Mieliśmy chwilę przerwy między śniadaniem, a wyjazdem na hale. Weszłam więc do swojego pokoju, a później do łazienki. Coś było nie tak. Moja kosmetyczka zamiast stać na półce, leżała na jasnych kafelkach. Podniosłam ją z podłogi i odłożyłam na przeznaczone dla niej miejsce. Korzystając z tego iż jestem w łazience umyłam ręce i przetarłam twarz. Uniosłam wzrok do góry aby spojrzeć w lustro i o mało co nie zeszłam na zawał.
- CHŁOPAKII !! - krzyknęłam ile sił w płucach, po czym przerażona osunęłam się po zimnej ścianie.

piątek, 24 maja 2013

58.

Pora na poważne przemyślenie sprawy zażywania nielegalnych środków przez rzeszowską drużynę. Nie wiem co oni biorą, ale czas polecić im zmianę dilera.
Z przerażeniem patrzyłam jak Lotman wyjmuje ze swojej torby nieużywane jeszcze opakowanie sześciu świeczek oraz specjalne stojaki pod nie. Po chwili do pokoju wpadł Wojtek Grzyb z jakąś dziwną okrągłą planszą.
- a trunki gdzie? - zapytałam podejrzliwie. Zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że wchodzący Bartman nie był zaopatrzony w plecak w którym przeważnie przemycał alkohol.
W odpowiedzi uzyskałam tylko pogardliwe spojrzenia siatkarzy dające jasno do zrozumienia  że jestem jedną z tych stereotypowych blond piękności z niskim ilorazem wiedzy.
- mówiliście : seans spirytusowy - naburmuszyłam się jak małe dziecko wydymając dolną wargę.
Po całym pokoju rozniósł się dźwięk odbijanej od skóry dłoni. Ale spokojnie nikt jeszcze nikomu nie przyłożył, to tylko facepalm'y na cześć inteligencji Dominiki.
Szczerze, to ja już ich kompletnie nie rozumiem, ale coś tak czuje, że chyba nie powinno mnie tu być. 
Paul policzył (muszę uwzględnić, że o dziwo nauczyli go w szkole liczyć nie tylko do dziesięciu ale i powyżej tej liczby) wszystkich obecnych, po czym zamknął drzwi na klucz. Wszyscy za jego zaproszeniem zajęli miejsce przy okrągłym stole, po czym gospodarz zaczął odpalać kolejne świece.
- wiecie co, ja chyba zrezygnuje i wrócę do swojego pokoju - oznajmiłam i wstałam ze swojego krzesełka, by po chwili z powrotem na nie opaść pod wpływem Pita, który pociągnął mnie za nadgarstek.
- siedź, tylko proszę Cię zachowaj powagę - polecił mi Paul, po czym otworzył niedużych rozmiarów książkę, coś na wzór katolickiego modlitewnika.
Dopiero teraz zaczęłam kojarzyć fakty. Wkręcili mnie nie w seans spirytusowy, a spirytystyczny. Co oznacza tylko jedno - oni mają zamiar wywołać duchy. 
Lotman odczytał kilka zdań w języki łacińskim, a raczej jego angielskiej odmianie, jeżeli wiecie o co mi chodzi. Chwilę później zaczął coś mruczeć w dość niezrozumiałym języku. Siedziałam obok niego i głowiłam się po jakiemu mówi. wyłapałam kilka słówek angielskich, hiszpańskich, francuskich, a nawet.. chińskich. Jeżeli wywoływanie duchów polega na wymawianiu co tylko ślina na język przyniesie, to ja powinnam być w tym mistrzem, to jest mistrzynią.
Przestraszyłam się. Wręcz podskoczyłam na krzesełku, gdy przez pokój przeszedł powiew wiatru. Dyskretnie spojrzałam na okno, które było zamknięte. Po chwili znów poczułam zimny powiew wiatru, który przy okazji zgasił jedną ze świec.
Po chwili o strachu nie było już mowy. Zmienił się na stan przedzawałowy. Zanim zaprosili mnie na ten seans powinni upewnić się czy przypadkiem nie boję się wszelkich istot z innych wymiarów. Miałam ochotę krzyknąć i uciec stąd jak najdalej, gdy drewniana strzałka zaczęła obracać się w okół własnej osi co chwilę zatrzymując się na poszczególnych literach.
- notuj - Paul trącił mnie ręką i wskazał na leżący przede mną zeszyt.
Trzęsącą się ręką koślawymi literami zapisywałam to, co duch chciał nam przekazać.
Czego chcecie - brzmiało pierwsze zdanie. Coś mi się wydaje, że trafiliśmy na bardzo niemiłego pana zza światów.
- jest osoba, która bardzo nam się naprzykrza - oznajmił przewodnik spotkania, czyli nikt inny jak wspaniały amerykański przyjmujący zasilający barwy pasiaków.
I znów coś jakby powiew jesiennego wiatru spowodował na moim ciele pojawienie się gęsiej skórki. Przymknęłam powieki, aby choć na moment uciec myślami od tego w co właśnie się wpakowałam. Moja "chwila wytchnienia" nie trwała długo, bo znów mój sąsiad zaczął mnie szturchać.
Kto? - zanotowałam.
- Daniel Kajetanowicz - odparł Paul dokładnie akcentując oba wyrazy.
Nastąpiła chwila ciszy i spokoju. Wzrokiem przeleciałam po twarzach skupionych siatkarzy. Każdy z nich pochłonięty był własnymi myślami i na prawdę wierzył w to co właśnie ma miejsce. Duchy istnieją. Muszę mieć się na baczności.
Kilka minut później było już po seansie. Duch zgodził się nam pomóc, o czym świadczył przesunięty przez niego kamień na pole z napisem "TAK". Paul znów odmówił łacińską modlitwę dziękując zmarłemu za przybycie, okazaną łaskę i pomoc w uporaniu się z problem.
Byłam oszołomiona. Nie pytając o nic wyszłam z kwatery którą Amerykanin dzielił z Kovacevicem i zaszyłam się w swoim pokoju.
Obym tylko nie miała koszmarów. Nie lubię koszmarów.




mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz mecz 
wreszcie! 

niedziela, 19 maja 2013

57.

We wnętrzu ciał Resoviaków gotowało się jak woda w czajniku. Miałam wrażenie, że Bartmana zaraz wybuchnie jak wulkan i zmiecie z powierzchni ziemi stażystę  Nie rozumiem władz rzeszowskiego klubu... bo kto normalny zatrudnia do pracy osobę, która nie wierzy w sukces swoich współpracowników? Z niemałym trudem wybiłam z główki naszego przystojnego Zbysia, chęć zabicia Nowego. A znając upodobania i siłę Zibiego jestem niemal w stu procentach przekonana, że kolejną osobą poznaną przez owego stażystę byłby grabarz pobliskiego cmentarza.
Oczywiście Nowakowski nie powstrzymał swoich nerwów i dość agresywnie trącił barkiem naszego wroga publicznego numer jeden. Słysząc jak ten mruczy pod nosem wszystkie znane ludzkości wulgaryzmu prychnął i trącając go jeszcze nogą wyszedł z głównego budynku włoskiego lotniska.
Na parkingu czekał już podstawiony autokar, który bez żadnych problemów zawiózł nas do hotelu, w którym mieliśmy spędzić następny tydzień.

- Piter! widziałeś moją koszulkę?! - roznegliżowany Kosok biegał po korytarzu maceratańskiego (?) hotelu, aż w końcu dopadł drzwi mojego pokoju, w którym oczywiście przebywał obecnie Piotr.
Bo oczywiście, po co siedzieć z Grzesiem w swoim pokoju i obgadywać panienki w pierwszym stron gazet "pożyczonych" z recepcji, gdy można leżeć na łóżku swojej dziewczyny i gapić się tępo w sufit, w czasie gdy owa dziewczyna po raz piętnasty równiutko układa w szafie swoje koszulki.
Ubrania za Chiny ludowe i sztuczną szczękę mojej babci Stefci nie chciały ze mną współpracować i teraz dopiero zaczęłam żałować, że nie wcisnęłam do walizki jakiegoś żelazka... może udałoby mi się jakoś przemycić go do Włoch.
- no to co z ta moją koszulką ? - zdyszany Grzegorz usiadł na moim łóżku, które już nie było pięknie zaścielane, a kołdra zamiast na materacu spoczywała na ciemnej wykładzinie podłogowej.
- tą taką niby babską ? - upewniał się Nowakowski, a ja słysząc pobieżny opis owej koszulki musiałam stłumić w sobie wybuch niepohamowanego śmiechu.
- no taaa - Grzesiu podrapał czubek swojej głowy.
- Bartman pożyczył, bo rozlał w pokoju swojego firmowego energetyka - Pit wzruszył ramionami, po czym słyszałam tylko trzask drzwi i głośny krzyk Kosy.
Zbigniewie Bartmanie, chyba się pan doigrał. 
- skończyłaś już ? - zagaił Piotr, gdyż najwidoczniej chyba zaczęło mu się już nudzić.
- nie - burknęłam nurkując we wnętrzu mojej nowej szafy.
- skończyłaś już - powtórzył, tylko tym razem nie było to pytanie, tylko stwierdzenie.
Poczułam jak jego dłonie dotykają moich bioder, po czym pomimo mojego lekkiego lęku wysokości zostałam podniesiona i zwisałam głową zwróconą w stronę podłogi.
- mógłbyś już mnie odstawić ? - poprosiłam, widząc, że Piotrek wynosi mnie z pokoju.
- jak na razie nie mam takiej czynności w swoich planach - odparł szczerząc się jak Ignaczak do swojej kamery.
- panie Nowakowski, ciężary podnosi się na siłowni - ni stąd ni zowąd na korytarzu rozgrzmiał głos stażysty.
- panie Kajetanowicz, pana zdanie obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg - warknął środkowy.
Nie zważając na dalsze krzyki i pretensje Nowego kopnął pobliskie drzwi i weszliśmy do pokoju. Pokoju Lotmana jak mniemam, bo już na samym początku uderzyła we mnie wielka flaga USA, którą Paul przymontował sobie do szafy. Patriotyzm się szerzy, jak widać.
- wreszcie przyszliście, czyli możemy zaczynać - odparł dumnie gospodarz dzisiejszego zgromadzenia i odsunął przede mną jedno z kilkunastu nagromadzonych krzeseł.
Prawie cała rzeszowska drużyna siedziała już przy okrągłym stole, który chcąc nie chcąc nie wiem jakim cudem w ogóle skombinowali, a co do tego wnieśli do pokoju, przez nie za duży otwór zwany drzwiami.
- a tak w ogóle to co mamy zaczynać ?  - zapytałam podpierając brodę dłońmi.
- seans spirytusowy ! - krzyknął rozweselony Kovacević.
Polska część drużyny spojrzała na niego z politowaniem, a ja z lekkim przerażeniem.
Seans spirytusowy ? Co Ci nieładnie mówiąc debile, znowu wymyślili?

niedziela, 12 maja 2013

56.

- dwadzieścia cztery B, dwadzieścia cztery C... - Ignaczak zawzięcie szukał swojego miejsca, przy okazji modląc się aby jego fotel numer dwadzieścia dwa D nie znalazł się tuz obok starszego pana, któremu ślina powoli skapywała na kołnierzyk różowiutkiej koszuli.
- dwadzieścia osiem, trzydzieści pięć Z - skutecznie przeszkadzał mu idący za nim Zibi, pokazując przy okazji na jakim poziomie jest jego matematyczna wiedza.
-Zbigniewie Andrzeju Bartman, czy mógłbyś wreszcie przestać przeszkadzać mi w liczeniu? - Igła odwrócił się na pięcie i z surowym, niczym u chińskiego dyktatora, wzrokiem pogroził kilka razy palcem tuż przed nosem atakującego.
Gdy wreszcie zarówno Krzysiek, jak i Zbyszek odnaleźli swoje miejsca, mogłam w spokoju zająć się odnalezieniem mojego. Długo nie musiałam szukać, bo przechodząc obok Nowakowskiego ostałam pociągnięta w stronę siedzenia znajdującego się obok niego.
- dwadzieścia dwa C - wyszczerzył się środkowy - tuż bok mojego dwadzieścia dwa B.
- to było ukartowane! - założyłam ręce na klatce piersiowej i strzeliłam focha.
Bądź twarda Miśka, nie daj się opętać jego obłędnemu uśmiechowi i radosnymi, pełnym ciepła ognikami w oczach...
Cholera, wymiękłam!
- patrzcie kto siedzi koło staruszka ze ślinotokiem - Igła pojawił się nad naszymi głowami, zmuszając nas do spojrzenia w wyznaczonym przez niego kierunku. No mówiłam, że jakiś dyktator!
- uuuu nasz niwy stażysta poznaje nowych przyjaciół - zawył Kosok, po czym cwaniacko uśmiechnął się do Nowego.
Ten chciał już odpowiedzieć na zaczepkę, ale napotykając karcące spojrzenie trenera powstrzymał swoje zapędy i tylko zmierzył Grześka lodowatym spojrzeniem.
- Piotruuuuś?  - zaczęłam słodkim głosem.
- ja bym się bał na Twoim miejscu - mruknął siedzący po drugiej stronie Pita, Dobrowolski.
- słucham Cię kochanie - odparł Piotrek konspiracyjnie wymieniając się z Maciejek dziwnymi spojrzeniami. To było coś w stylu Ja uciekam pierwszy. Biorę łazienkę. Ty znajdź sobie inną kryjówkę. 
- muszę Ci coś powiedzieć - kontynuowała, patrząc jak piotrkowa twarz przybrała grymas lekkiego zdenerwowania pomieszanego z nutką ciekawości i całą garścią niepokoju.
- mówię Ci Młody, zaraz powie, że jest w ciąży. Już to przerabiałem. Najpierw było Maciusiu kochanie Ty moje, a później ni z gwinta ni z kieliszka, mówi mi że będziemy mieli dziecko  -kontynuował swoje wywody rozgrywający.
- nie jestem w ciąży - zaśmiałam się - ja po prostu jeszcze nigdy nie latałam samolotem i trochę się boję - wyszeptałam tak aby żaden inny siatkarz po za Nowakowskim nie usłyszał tego.
Piter spojrzał na mnie z widocznym uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że za wszelką cenę próbuje nie wybuchnąć śmiechem. Zdradziły go jego oczy.
- no chodź tu - oznajmił ciepło i przygarnął mnie do siebie uprzednio dokładnie zapinając okalający moje biodra fotelowy pas.
W czasie startu mocno złapał mnie za rękę, ta ku dodaniu otuchy. I uwierzcie mi na słowo - pomogło.
Przy Nim czuję się bezpiecznie. Mam pewność, że nic złego nie może mi się stać. Tak po prostu lubię jak jest obok.
- Kocham Cię - wyszeptałam.
Pierwszy raz powiedziałam Mu te dwa słowa. Można powiedzieć, że wreszcie nabrałam pewności co do moich uczuć.
Nawet nie wiem kiedy i jak, ale odwrócił mnie w swoją stronę, a jego wargi szybko przyległy do moich.
- forever alone - mruknął Kosa obracając głowę w przeciwnym kierunku.

W czasie lądowania nie obyło się bez drobnych turbulencji, które chcąc nie chcąc przeżywałam jak to ujął Igła jak żaba okres. 
Za to Krzysiowi też nie powiodło się najlepiej. Wychodząc z samolotu zaliczył bliskie spotkanie z Matulą Ziemią, a raczej lotniskowym asfaltem. Przez co wprowadził do całej drużyny nutkę optymizmu.
- i tak nie zmienię zdania, że przyjechaliśmy tu jedynie po śmierć - mruknął Nowy - te chucherka nigdy nie rozgromią takie klubu jakim jest Macareta.

wtorek, 7 maja 2013

55.

- czy ja się przypadkiem nie przesłyszałem? - ni stąd mi zowąd jak letnia burza nad naszymi głowami pojawiła się łepetyna Achrema - Piter, czy ty właśnie przez zaciśnięte zęby wręcz wycedziłeś nazwisko siatkarza z Jastrzębskiego Węgla?
Najbliżej siedzący Resoviacy z Ignaczakiem i oburzonym Bartmanem na czele wydali z siebie bliżej nie określony dźwięk, coś w połączeniu zachwytu, jęków i zaskoczenia. Takie awww + uuuu + oooo.
- no właśnie Piotruś, bo ja chyba też coś takie słyszałam - zarzuciłam ręce na jego szyję, a głowę przekręciłam tak aby jego oczy patrzyły prosto w moje - a może się tylko przesłyszałam.
- może te czułości to sobie zostawcie na hotel lub łazienkę w samolocie - wtrącił Kosok udając odruch wymiotny.
Piotrek jak gdyby nie słysząc wypowiedzi kolegów patrzył na mnie tymi swoimi magnetycznymi źrenicami, a ja całkiem zatracona w ich barwie myślałam tylko i wyłącznie o ponownym zapoznaniu ze strukturą piotrkowego DNA. I tak się stało. Nowakowski jakby czytając mi w myślach początkowo musnął moje wargi swoimi. Jednakże ja wbrew wcześniejszym pragnieniom odepchnęłam środkowego, na skutek czego jego głowa prawie spotkała się z autobusową szybą. Biedactwo.
- z zazdrośnikami się nie całuje -pokazałam mu język i wzięłam się za odpisywanie na russellowego SMSa.
- ja mu odpisze - Pit wyrwał mi z ręki telefon i wystukał kilka wyrazów, to czym zamiast oddać mi moją własność, włożył ją do swojej kieszeni.
I to jeszcze prawej kieszeni, tej z dala ode mnie. Karygodne zachowanie, panie Nowakowski, karygodne.
Zamiast czterech godzin z hakiem nasza podróż trwała blisko sześć. Nie obyło się oczywiście bez kilku postojów, na których kolejki do toalety ustawiały się po kilkanaście metrów. Ale tak to jest jak taki Lotman wypił już jakieś siedem litrów wody, a Zbyszek dołożył do tego jeszcze reklamowane przez niego energetyki.
- Piotruś, weźmiesz mi walizkę? - uśmiechnęłam się do środkowego najładniej jak tylko potrafiłam.
- nie noszę walizek dziewczynom, które się ze mną nie całują - zabrał swój bagaż i nie zwracając uwagi na mnie i moją ciężką walizkę wypełnioną przede wszystkim obiektywami i ładowarkami odszedł.
- szybko szybko - popędzał wszystkich trener Kowal - jesteśmy wystarczająco spóźnieni.
Jedynie pan Andrzej zlitował się nade mną i kazał młodemu fizjoterapeucie taszczyć moją walizkę. Nie powiem, że Młody skakał z radości ciągnąć za sobą mój bagaż, bo wtedy całkowicie minęłabym się z prawdą.  Nowy zmierzył mnie wzrokiem i z widoczną niechęcią wykonał zlecone mu zadanie.
Dołączyliśmy do grupy siatkarzy, a gdy tylko namierzyłam sylwetkę Piotrka wytknęłam w jego stronę język, na co on pokiwał tylko z dezaprobatą głową, szczycąc mnie przy tym szerokim uśmiechem. Czyli, panie Nowakowski, wojnę czas zacząć.
- teraz już sobie możesz ciągnąć tą walizeczkę, czy księżniczkę rączki będą boleć? - rzucił oschle Nowy.
- słuchaj no, chłopczyku - w mgnieniu oka koło Stażysty pojawił się Nowakowski - to jest kobieta i szacunek się jej należy, nie sądzisz?
- sam nie masz do niej szacunku - warknął - olałeś ją, gdy prosiła Cię abyś pomógł jej z tym ustrojstwem. I co może mi powiesz, że masz do tego prawo, bo jesteś siatkarzem?
- panowie uspokójcie się. Nie róbcie wiochy - do akcji wkroczył Kowal.
Rozejrzałam się dookoła. Resztki Resoviaków patrzyła na wymianę zdań pomiędzy Nowym a Piotrkiem z otwartymi szeroko ustami. Dodatkowo kilku przypadkowym ludzi korzystających z lotniska z uwagą śledzili tą niecodzienną kłótnie. Panowie przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a że Stażysta, był dość wysoki, Piter nie mógł patrzeć na niego z góry.
- niech trener go trzyma daleko ode mnie - syknął w końcu środkowy i obracając się na pięcie ruszył prosto przed siebie. 
- wielkie dzięki - Kosa mruknął w stronę Nowego, aż dziwne, że jeszcze nikt nie wie jak ten ktoś się nazywa - teraz przez cały tydzień będzie mi jęczał.
- bardzo mi przykro, że uraziłem jego siatkarską dumę - oznajmił z udawanym politowaniem.
- nie wiem kim jesteś, co tu robisz i dlaczego się tak zachowujesz - wymierzyłam w jego stronę palcem - ale nie udawaj chojraka, bo takie rzeczy tutaj nie przejdą.
- a co ty mi możesz, co? Jedyne co możesz to mi naskoczyć - zaśmiał się złośliwie.
- uważaj na słowa, koleżko - jakby spod ziemi przed Stażystą wzrósł Piotrek.
- o znowu pan "wszystko mi wolno - siatkarz  - od siedmiu boleści"?
- skończcie tą wymianę zdań i ruszać na odprawę - pogonił wszystkich Kowal.
Bartman wziął moją walizkę, a ja trzymając się gdzieś z tyłu, w potrójnej odległości początkowej od Stażysty stąpałam w kierunku odprawy.
- uważaj jak chodzisz - dało się słyszeć z drugiego końca resoviackiej grupy głos Ignaczaka.
A to wróżyło powtórkę z rozrywki, bo tym "który nie umie chodzić" okazał się nikt inny jak uwielbiany przez całą drużynę Nowy.

czwartek, 2 maja 2013

54.

Przechodząc przez autobusowy korytarz zarówno ja, jak i Piotrek, zatrzymaliśmy na chwilę wzrok na owym stażyście. Wysoki, wzrostem dorównujący naszym siatkarzom, brunet, o nad wyraz wielkich, zielonych oczach. Można by rzecz, że wzrostem, kolorem oczu i włosów przypominał Bartmana, ale rysy twarzy i budowę ciała miał całkiem inną. Bo przecież nikt nie ma takiego kaloryferka jak Zbysiu. Tylko nie mówcie Pitowi, pliiiiis. Napotykając spojrzenie Nowego odwróciłam wzrok i ciągnięta przez Nowakowskiego powędrowałam na sam koniec autokaru. A tam panował już Achrem i jego dowcipy o blondynkach. Czyli zapowiada się bardzo wybuchowa podróż do Warszawy. Jakbyśmy kurde nie mogli wylatywać z Rzeszowa.. nie ogarniam.
Usiadłam koło Piotrka na ostatnim siedzeniu, więc doskonale mogłam się wsłuchać w co chwilę pociskane przez naszego kapitana kawały.
Blondynka wraca roztrzęsiona do domu i mówi do swojego chłopaka:
     - W ogóle nie da się jeździć po tym mieście! Skręcam w lewo - drzewo, zawracam - drzewo, wszędzie drzewo. Naciskam hamulec, próbuję cofnąć, odwracam się - drzewo...      - Spokojnie kochanie, to tylko choinka zapachowa.
Pół autobusu wybuchło gromkim śmiechem. Ale z czego się tu śmiać? Ciekawe jakby się czuli gdyby ktoś obrażał ich dumę? Blondynka to przecież nic złego.
- Bardzo śmieszne Achrem - mruknęłam ironicznie.
- przepraszam, nie wiedziałem, że tu jesteś - odparł nie powstrzymując się od śmiechu. 
Nawet nie wyjechaliśmy z Rzeszowa, a już staliśmy w kilkukilometrowym korku. Czy dziś na prawdę wszystko jest przeciwko mnie?
Nastała chwila ciszy. Olieg zapewne wyszukiwał w swoim mózgu nowego błyskotliwego dowcipu, a cała reszta tylko czekała aby go usłyszeć. Jak na razie było słychać jedynie pracujący silnik, rozmowy sztabu szkoleniowego na przodzie autobusu i dźwięk otwierającej się paczki chipsów. Wszyscy jak przysłowiowy jeden mąż odwrócili się w stronę z której dochodził owy dźwięk. Jak się okazało było to siedzenie Kovacevića. Uśmiechnięty od ucha do ucha Serb właśnie zaczynał konsumować swoje paprykowe lays'y. 
- podzieeeel się posiłkieeeem - jęknął mu wprost do ucha Kosok.
- ja nie być Caritas - odgryzł się szybko Nicola, pożerając kolejny wypieczony ziemniaczany plasterek. 
- z nami się nie podzielisz ? - kontynuował Grzesiek, ale Niki był nie ugięty i nie dawał za wygraną. 
- będziesz coś chciał ! - zarzucił twardym argumentem Grzyb. 
Kovacević z przerażeniem popatrzył na złowrogo nastawione twarze towarzyszy i niepewnie podał najbliżej siedzącemu Lotmanowi szeleszczącą czerwoną paczkę.
Resoviacy niczym dzieciaki pierwszy raz w życiu widzący chipsy w zawrotnym tempie podawali sobie z rąk do rąk paczkę wywołując przy tym w autokarze niezłą wrzawę i zamieszanie.Do rąk Nikoli trafiło prawie puste opakowanie.
- panowie, wam nie wolno jeść chipsów! - nad głową biednego Serba pojawił się Nowy stażysta.
Z surową miną spojrzał na siatkarza, po czym wyrwał mu z rąk teraz nadającą się już tylko do kosza na śmieci paczkę.
- idę to zgłosić trenerowi - oznajmił z nutką wyższości w głosie i obracając się na pięcie pobiegł w stronę Kowala.
- już od samego początku wydawał mi się podejrzany - mruknął nadąsany Bartman, któremu właśnie paprykowe chipsy upadły na podłogę.
Niepewnie wychyliłam głowę zza siedzenia i ujrzałam mocno gestykulującego Nowego. Półszeptem tłumaczył coś Kowalowi, na co trener tylko szeroko się uśmiechnął i wysłał skarżypytę na swoje miejsce.
- eeee - machnęłam ręką - nic wam nie będzie. Trener jest rozbawiony zaistniałą sytuacją.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- wielki głaz spaść mi z wątroby - odparł Nikola. 
- ja się tym zajmę - zadeklarował Buszek i przysiadł się do serbskiego przyjmującego - lekcję polskiego czas zacząć.Mówię Ci będziesz mówił lepiej niż niejeden prawdziwy Polak. 
Nie zwracając uwagi na Achrema, któremu wróciła pamięć i mógł rozśmieszać dalej swoich kolegów, oparłam się o piotrkowe ramie. Siedzimy już w tym autobusie dobre pół godziny, a nawet nie opuściliśmy granic Rzeszowa. W takim tempie to my chyba nie zdążymy na ten samolot do Włoch. 
Czując wibrację, wywoływane przez nadchodzący sms, wyjęłam z kieszeni dżinów mój telefon. Spoglądają na nadawcę wiadomości uśmiechnęłam się pod nosem. Tak dawno nie rozmawiałam z Russellem, a tu proszę ktoś się stęsknił.
Jastrzębski życzy powodzenia Resovii. 
Odczytałam na głos, po czym spotkałam się z pytającym wzrokiem Nowakowskiego. Spojrzał na nadawce sms`a i nerwowo zacisnął dłoń w pięść.
- Holmes. - syknął pod nosem.