- w sumie to nic - westchnął Piter i wyszedł z pokoju.
- co mu ? -spytał zdziwiony libero
Wzruszyłam tylko ramionami, po czym zabrałam swoje manatki i poszłam do siebie. Przebrałam się w piżamę i zażyłam kolejną porcję tabletek. Z myślą, że jutro może już będzie lepiej i uda mi się wydusić choć jedno słowo, poszłam spać. A spało mi się wprost wspaniale. Śnił mi się nie kto inny jak Piotrek. I nie wiem nawet dlaczego, ale pragnęłam aby ten sen się spełnił, a przecież jeszcze nie dawno byłam sceptycznie nastawiona do jakiegokolwiek związku. A teraz co ? Teraz śmiem twierdzić, że na miłość jest już za późno.
- Miśka do cholery ciemnej! Wstawaj, bo kuźwa zostaniesz w tych Kielcach !!! - wydzierał się Achrem dodatkowo uderzając pięściami w drzwi niczym Adamek w worek treningowy
- do cholery jasnej, a nie ciemnej Debilu - poprawił go Nowakowski - a ty Miśka otwieraj te pierońskie drzwi.
Zwlekłam się z łóżka i podreptała w stronę z której dochodziły te przeklęte wrzaski. Przekręciłam kluczy, po czym dwójka siatkarzy z hukiem wpadła do środka taranując przy tym moje kruche ciało. Takim oto sposobem wylądowałam na hotelowym dywanie, a zaraz nade mną "wisiał" Pit.
- za dziesięć minut widzę was na dole ! - rzucił Alek i wyszedł, a środkowy jak wisiał tak wisi.
- mógłbyś... - wychrypiałam, ale nie dane mi było dokończyć, ponieważ poczułam miękkie wargi Piotrka na swoich.
Nasze usta złączyły się w pocałunku i tym razem to nie był wyrób mojej wyobraźni. To działo się na prawdę. Magiczna chwila, która jednak została przerwana. Piotrek wstał i nerwowo zaczął chodzić po pokoju.
- przepraszam... to nie miało tak być.. Boże, przecież on mnie zabije.. obiecałem mu - urwał i usiadł na łóżku.
Zdezorientowana usiadłam koło niego i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia. Ten jednak jak siedział tak siedział i nie miał zamiaru się "spowiadać".
- komu obiecałeś i co ? - spytałam w końcu
- Łomaczowi - mruknął, a mnie zacięło - obiecałem mu, że nie będę się do Ciebie aż tak zbliżał, że nie dam Ci nadziei. Obiecałem mu, że nie będziesz przeze mnie płakać. ale ja przecież nie chcę Cię skrzywdzić, chcę twojego dobra...
Zdębiałam. Siedziałam obok niego jak wryta i mogłam znaleźć słów, które opisałyby moją wściekłość. Po Grześku bym się tego nie spodziewała. Nosi miano mojego przyjaciela, a knuje za moimi plecami jakieś konspiracje. Szczyt chamstwa.
- chodźmy bo w końcu nas odjadą - westchnął i wstał.
Kiwnęłam tylko głową i poszłam się przebrać, bo przecież nie będę pradować między tymi wielgusami w samej piżamie. Zabrałam jeszcze swoją torebkę, gdyż moją walizkę wziął Piotrek. Zjechaliśmy windą na parter i wszyliśmy przed hotel. Na parkingu nie było ani autokaru ani krzątających się zawodników Resovii.
- nie mogli odjechać bez nas. przecież to nie możliwe - panikował środkowy i zaczął biegać po całym obiekcie.
- moglibyście tak z łaski swojej nie hałas. Chcę się nacieszyć godziną snu.. - krzyknął Ignaczak wychylając głowę zza swojego okna w pokoju.
- czyli, że nie potrzebnie mnie budziliście ? - wydarłam się na Nowakowskiego.
- ale mnie też obudzili - bronił się.
- ACHREM ! - warknęłam pod nosem i wbiegłam z powrotem do hotelu. W mgnieniu oka znalazłam się pod pokojem przyjmującego - zabiję cię kiedyś ! - krzyknęłam, ale Alek szybko zakrył mi usta dłonią wskazując jednocześnie na śpiącego współlokatora
Zlustrowałam Achrema od góry do dołu i gdybym nie miała przykazane zachowywać się cicho na pewno rechotałabym już ze śmiechu. Alek stał przede mną w samych czerwonych bokserkach z napisem "stoi na rozkaz".
- czemu mnie obudziłeś !? - warknęłam na niego gdy przypomniałam sobie po co go "nawiedziłam"
- bo stwierdziłem, że ty i Piotrek musicie pogadać - uśmiechnął się słodko i zanim otworzyłam usta aby coś powiedzieć, byłam już na korytarzu.
Wróciłam na parking, gdzie na swojej walizce siedział już znudzony Nowakowski.
- mamy godzinę. idziemy coś zjeść ? - zaproponował.
Skinęłam głową. Zostawiliśmy bagaże na przechowaniu u miłej recepcjonistki i prowadzeni przez piotrkowego GPS dotarliśmy do KFC. Zamówiłam ChickenBurgera, a środkowy poszedł w moje ślady tylko zwiększył ilość z jednego do czterech. Usiedliśmy przy stoliku i przez dłuższą chwilę konsumowaliśmy nasze burgery w ciszy, którą co jakiś czas przerywał tylko odgłos ciągnięcia coca coli przez słomkę.
- Miśka ja Cię na prawdę za wszystko przepraszam. Nie bądź zła na Łomacza... to wszystko moja wina.. za bardzo mi na tobie zależy. Ciągle o tobie myślę. ja się chyba w tobie zakochałem.
Jego ostatnie słowa jak echo odbiły się mojej głowie. Uniosłam wzrok do góry i napotkałam jego oczy.
Jego oczy przypominające błękit morza
Jego oczy napełnione nadzieją
Jego oczy, w których było widać niepewność.
Jego oczy, które działają na mnie niczym magnes.
Jego oczy, które tak bardzo lubię.