Nieoczekiwanie usłyszałam cichutkie stukanie do drzwi. Oczywiście stwierdziłam, że to moja chora wyobraźnia płata mi figle. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wślizgnął się Piotrek.
- powinnaś zamykać się na noc.
- powinieneś spać - mruknęłam
- jakoś nie mogłem usnąć - odparł pokładając się na moim łóżku.
- skąd wiedziałeś że od śpię?
- bo mamy pokoje obok siebie i słyszałem jak bierzesz prysznic?
- mama cię nie uczyła że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? - zaśmiałam się
- a ciebie? - uśmiechnął się dumnie wypinając pierś do przodu.
- a czy ty nie powinieneś teraz być w swoim pokoju? - stanęłam po drugiej stronie łóżka i podparłam biodra rękami
- pomyślałem, że jak ty nie możesz spać i ja też nie mogę, to może razem nam się uda - wyszczerzył się i podniósł kołdrę abym mogła położyć się koło niego
Spojrzałam na niego jak na człowieka niespełna rozumu. Prychnęłam i skierowałam swój wzrok na stojący nieopodal skórzany fotel.
- Miśka przecież nic ci nie zrobię. Ja być nie groźny - jeszcze raz poklepał miejsce obok siebie.
A co mi tam. Najwyżej będę krzyczeć.
Wypowiedziałam kilka niecenzuralnych słów i zajęłam miejsce na SWOIM łóżku. Odwróciłam się do Piotrka plecami ale byłam niemal w stu procentach pewna, że wzrok środkowego ciągle spoczywa na moim ciele. Łóżko skrzypnęło, a Nowakowski przybliżył się do mnie i niepewnie objął mnie swoją ręką. Wywierciłam sobie idealną pozycję i około trzeciej nad ranem udało mi się zasnąć.
~*~
Przeraźliwie
głośny śmiech nie jest najmilszą formą pobudki. Ale godząc się na pracę z
Resoviakami nikt nie powiedział mi że będzie zawsze mile i przyjemnie.
- jak
zwykle Igła zaczyna dzień od dawki głupawki - zaśmiał się Piter, a ja aż
podskoczyłam. Kompletnie zapomniałam o jego obecności w moim łóżku - dobra
dobra nie udawaj, że się mnie przestraszyłaś..
Otworzyłam
buzię by wypowiedzieć moją ciętą ripostę, ale z moich ust nie wydobył się żadny dźwięk. Zaniemówiłam. Ale nie ze względu nieziemskiej klaty Nowakowskiego. Ja
po prostu straciłam głos. Odkaszlnęłam ale to nic nie dało. Wygrzebałam nogi
spod kołdry i pobiegłam do łazienki. Przepłukałam gardło wodą, ale to nie
ulżyło moim cierpieniom.
- Miśka
co się dzieje? - w drzwiach łazienki stanął jak zawsze mało ogarniający rankami
Piotrek.
- nie
mogę mówić - wychrypiałam choć i tak wątpię że środkowy cokolwiek zrozumiał.
Jego
reakcja ? Bezcenna. Zaczął turlać się po podłodze jak Debil zamknięty w
Morawicy. Chciałoby się powiedzieć : dzięki za wsparcie, tyle że się nie da !
Rozbierałam
resztki jego godności i wyrzuciłam go z pokoju. Nie mogłam pozbyć się
negatywnych emocji krzykiem, wolałam też niczego nie niszczyć. Szybko ubrałam
rajstopy, aby nie doprawić się jeszcze bardziej. Do tego nałożyłam jeszcze
dżinsy i grubą resovską bluzę.
- Miśka
powiedz coś ! - do pokoju jak zawsze bez uprzedzenia wpadł Bartman.
- zabije
cię - dało się wyczytać z ruchu moich warg
- co tam
mruczysz? Ach, też uważam że dziś wyglądam mega przystojnie - naigrywał się
Zbyszek - wiem że mnie kochasz - zaśmiał się i tyle go widziałam
Pokiwałam
z politowaniem głową. Chociaż na tyle mogłam sobie pozwolić. Z zawiązanym językiem zeszłam na śniadanie. A tam oczywiście wszyscy wiedzieli o mojej niemocy i jak zwykle robili sobie ze mnie żarty zadając mi bezsensowne pytania, na które ja nie mogłam odpowiedzieć! Przeklinam Cię chorobo !
- załatwiłem Ci tabliczkę, marker i ręczniczek ! - do pomieszczenia wpadł zdyszany Piter w wymienionymi uprzednio rzeczami - nie musisz mi dziękować... - westchnął teatralnie przeczesując swoje blond włosy
Nawet nie mam zamiaru.. - chciałoby się rzecz, ale kur..de się nie da!
Po jakże małomównym z mojej strony posiłku rozeszliśmy się do pokoi aby skoncentrować się przed meczem. To znaczy chłopaki koncentrowali się, odpoczywali i analizowali ostatnie zagrania przeciwnika, a ja szukałam w internecie sposobu na pozbycie się mojej uciążliwej chrypy.
Panie Boże czym sobie zasłużyłam ? Przecież byłam grzeczna.. nie licząc kilku sprośnych myśli, wyklinaniu w duchu i niewinnych żarcików.
Przyszedł czas na podróż w stronę hali, a dało się to wywnioskować z wrzawy panującej na korytarzu. Tak więc Igła szukał swoich ochraniaczy, Tichacek nowych rękawków, a Bartman żelu do włosów. No i jeszcze Lotman, który zapodział się w moim pokoju i zaczął szczelnie zapinać moją kurtkę, wiązać szalik i zakładać czapkę, z jego autografem.
- nie musisz mi dziękować - wyszczerzył się przyjmujący - muszę jakoś odkupić swoje winy.. gdyż ponieważ to ja Cię chyba doprowadziłem do tego stanu... przepraszam nooo. nie patrz się tak na mnie !
No i nasz Paul się rozkleił. Tak dobrze czytanie... Paul Lotman zaczął płakać.. Przykre ale prawdziwe. Poklepałam go po ramieniu, bo na więcej nie było mnie stać. Z chęcią wybuchnęłabym niepohamowanym śmiechem, ale nawet ciche pomrukiwanie nie chciało wydobyć się z mojej jamy ustnej. Czyżby moje struny głosowe przestały pracować?
Popchnęłam Amerykanina w stronę drzwi, a sama zabierając swoją torbę zamknęłam pokój i zbiegłam na sam dół. Przez rozchwianie emocjonalne Lotmana do autokaru weszłam jako ostatnia. W spokoju szłam sobie na wypatrzoną na końcu dwójeczkę, jednak to co łatwe i szybkie nigdy nie jest prawdziwe. W mgnieniu oka znalazłam się na siedzeniu obok Nowakowskiego. Wyjęłam z torby magiczną tablicę i napisałam wielkimi literami : DEBILU MÓJ NADGARSTEK !
- przepraszam - zaśmiał się, po czym zabrał mi tablicę - stanowczo wolę jak nie masz możliwości kontaktu ze światem.
- oddaj to, bo ci nogi z dupy powyrywam ! - wychrypiałam i o dziwo dało się zrozumieć moją wypowiedź.
- już już. nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze głos wróci.
Szczerze ? To mam dość tego dnia.. a jeszcze czeka mnie cykanie zdjęć naszym utalentowanym zawodnikom rzeszowskiego klubu.
Po dojechaniu na miejsce chłopaki udali się do szatni gdzie zajadali się swoim ostatnim posiłkiem przed spotkaniem z miejscową drużyną. Czyli wpierdzielali kanapki aż im się uszy trzęsły. Moja karta pamięci wzbogaciła się o mordkę Kovacevića umazaną jakimś sosem, Perłowskiego z listkiem sałaty wystającym między zębami oraz Grzyba i Buszka bijącego się o jedną razowych bułek.
W końcu wszyscy się ogarnęli i przebrali w odpowiednie odzienie. Całą gromadą ruszyliśmy w stronę sali, aby to perfekcyjnie przygotować się do meczu.
- Domi możemy porozmawiać po meczu ? - usłyszałam za sobą
Kiwnęłam tylko głową, po czym skręciłam w prawo, a siatkarze ruszyli przed siebie na płytę boiska.
Biedna Dominika! ;c. Ale kto to znowu chce z nią rozmawiać?!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny..., choć współczuję biednej dziewczynie..., ale mnie chyba też to czeka ;)
OdpowiedzUsuńI mnie też zastanawia kto to taki..., mam nadzieję, że już niedługo się dowiem!
Pozdrawiam ;*
Dominika mówić nie może a ktoś chce z nią porozmawiać ;p Genialny rozdział.Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/