W końcu dojechaliśmy do stolicy województwa świętokrzyskiego. Kielce przywitały nas płatkami śniegu, które jak na złość nie chciały przestać bezwładnie spadać z jasnego nieba. Biegiem znaleźliśmy się w hotelu. Chwała, Kosokowi, że wziął moją walizeczkę z bagażnika autokaru. Jednak na tym świecie znajdują się dżentelmeni. Usiadłam sobie na czerwonym rzucającym się w oczy fotelu w centrum wielkiego hallu. Tym razem, żadne przypadkowe zamieszanie nie wdarło się w bazę danych komputera jednego z kieleckich hoteli i już po chwili cieszyłam się samotnością w swoich czterech kątach z ogromnym łóżkiem, które przy dobrych chęciach i kilku próbach pomieściłoby całą Resovię. Zadzwoniłam do Grzesia i pochwaliłam się moim pięknym pokojem. Szybko musiałam zakończyć mój monolog, bo ktoś nieustannie dobijał się do moich drzwi.
- idziesz na ten obiad ?! - wydarł się Ignaczak, gdy otworzyłam przed nim wrota do mojego królestwa.
- taaa. - mruknęłam i zeszłam z nim do restauracji.
Błyskawicznie pochłonęliśmy porcje naszego kurczaka z warzywami i wróciliśmy do siebie. Ale tylko na chwilę. Zdążyłam się tylko przebrać i musiałam lecieć do autokaru. Gdy wszyscy już grzecznie siedzieli na swoich miejscach ruszyliśmy w stronę Hali Legionów. Piotrek jako, że jest kontuzjowany poszedł ze mną prosto na sale, a reszta rzeszowskiej mafii udała się do szatni. Effector właśnie zakończył swój poranny trening, więc razem z Nowakowskim zamieniliśmy kilka słów z miejscowymi siatkarzami.
- tylko nie dajcie nam forów - zaśmiał się Kozłowski
- to nie do mnie. Ja nie gram - westchnął Resoviak.
- och, a chciałem zmierzyć się z Tobą na siatce - zasmucił się Kokociński
- następnym razem Grzesiek, następnym razem.
Kielczanie dołączyli do reszty swojego zespołu udających się już do szatni.
Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy aż reszta wreszcie raczy przyjść na trening. Trener nerwowo maszerował wzdłuż boiska co chwilę patrząc w tarczę swojego zegarka. No tak, cenne sekundy ćwiczeń upływały jak piasek w klepsydrze.
- Dominika, skocz się zobaczyć co te panienki zatrzymało. Przecież mówiłem im sto razy żeby makijaż robiły w hotelu - Kowal pokręcił głową
- już jesteśmy ! - na sale zbiegł zdyszany Lotman
- co was zatrzymało ? - trener zmierzył Achrema od góry do dołu. Zaśmiał się pod nosem widząc że przyjmujący założył swoją koszulkę tył na przód.
- trener woli nie wiedzieć - Igła machnął ręką.
Kowal odpuścił. Za zbyt długie ociąganie się w szatni chłopaki dostali dodatkowe kółka wogóle boiska. Opuściłam Pita i z aparatem w ręku paradowałam między zmęczonymi dryblasami.
- i wy z taką kondycją nazywacie się siatkarzami ? No panowie, do roboty, mecz sam się nie wygra! - ponaglałam ich
- zdjęcia też się same nie zrobią ! - Dobrowolski pokazał mi język, po czym szybko się ulotnił gdy zobaczył, że dzierżę w swojej dłoni żółto-niebieską Mikasę.
Usiadłam sobie z powrotem koło Piotrka i przeglądałam zrobione zdjęcie. Jednak nie ma to jak Nikola z językiem zwisającym do samej ziemi i Buszek kopiący zacne cztery litery Ignaczaka.
Po treningu zabrałam kurtkę z szatni chłopaków i wyszłam przed halę.
- zakładaj czapeczkę od kochanego Lotmanka - Paul podszedł do mnie i zsunął mi czapkę na same oczy - oszczędzaj światło - wyszczerzył się
- Lotman, padalcu ty ! Jak jeszcze raz mnie dotkniesz to wsadzę Ci tą czapkę tam gdzie słońce nie dochodzi ! - krzyknęłam
- uuu, to ja bym później jej nie dotykał - zaśmiał się Wojtek
- a wiesz co.. ja zawsze chciałem złożyć autograf na czapce ... - rozmarzył się Amerykanin
- podpisać to ty się możesz ale na kartce, chyba, że znowu chcesz kasę wydawać ! - pokazał mu język, ale on nie ustępował i szedł w moją stronę z czarnym markerem.
Zaczęłam biec w stronę autobusu, ale to nic nie dało, bo ni stąd ni zowąd zostałam otoczona przez Resoviaków.
- zawsze chciałem natrzeć dziewczynę ! - wyszczerzył się Ignaczak i rzucił się na mnie z białą kulką w dłoni.
- za co ?! - wrzasnęłam na pół Kielc
- za chęć do życia - Pit chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię, po czym wrzucił w zaspę śniegu
- Brutusie i ty przeciwko mnie ?!
Otrzepałam się i powoli zaczęłam kierować się do autokaru. I już myślałam, że bezpiecznie tam dotrę., ale jak zwykle wszystko musiało pójść nie po mojej myśli i z każdej strony leciały we mnie śnieżne pociski. Nawet kierowca był przeciwko mnie i nie otwarł mi drzwi od autobusu. Co za świat, co za ludzie! Gdy już byłam cała biała, niczym bałwan, podleciał do mnie Lotman i złożył swój autograf na mojej żółciutkiej czapce.
- czym sobie zasłużyłam?! Przez was będę chora ! - burknęłam i weszłam do wnętrza pojazdu, gdyż łaskawy pan kierowca wreszcie się nade mną zlitował.
Chłopaki nadal czekali z białymi kulkami i tym razem rzucili się na trenera. Ale o dziwo trener był na to przygotowany i ze swoją świtą odpowiedział na atak siatkarzy. I tak rozpoczęła się I wojna Kielceka, która weszła w skład III wojny światowej.
Gdy tylko przestali udali się do autokaru, ale to ich nie powstrzymało przed kolejnym atakiem na moją zacną osobę. Inteligentny, przezabawny Ignaczak wniósł śnieg do środka i gdy przechodził obok mojego siedzenia rzucił nim we mnie.
- ja Ciebie chrzczę... - recytował Bartman chlapiąc we mnie roztopionym śniegiem
- trzymajcie mnie bo wyjdę z siebie ! - warknęłam i już miałam wstać, aby dokopać Zbyszkowi, ale Piotrek usiadł obok mnie.
- nie przeżywaj - westchnął strzepując z mojej kurtki pozostałości śniegu
- zachowują się jakby pierwszy raz śnieg widzieli, albo jeszcze gorzej. Jaskiniowcy jacyś..
Gdy tylko podjechaliśmy pod hotel, poczekałam aż chłopaki pierwsi wysiądą i gdy byłam już w stu procentach pewna, że nie czają się gdzieś za rogiem przemknęłam do środka, a potem do swojego pokoju. Zdjęłam mokre ubrania i rozwiesiłam je na kaloryferze. Wysuszyłam mokre końcówki i weszłam pod cieplutką kołderkę, gdyż moje ciało aż trzęsło się z zimna.
- Dziękuję panowie za przeziębienie - mruknęłam pod nosem
Chwyciłam stojącego na półce nocnej laptopa i wrzuciłam zdjęcia z dzisiejszego treningu. Przy okazji wysmarkałam całą paczkę chusteczek. Nawet gdy usłyszałam pukanie nie chciało mi się podchodzić do drzwi więc tylko krzyknęłam "proszę" i ponownie nakryłam się kołdrą pod sam czubek głowy.
- przyniosłem Ci ciepłą czekoladę - usiadł na brzegu łóżka i delikatnie gładził moje plecy schowane pod ciepłą pierzyną.
- dzięki - szepnęłam i podniosłam się aby odebrać kubek
- staram się.
- dobrze Ci to wychodzi.
Usiadłam obok niego, a on objął mnie ramieniem. I dopóki nie wzięło mnie na kichanie to było całkiem miło i przyjemnie.
Yey :D Jak zawsze świetnie ;) My favourite blog :)
OdpowiedzUsuńAkcja ze śnieżkami,genialne!Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
No tak, nie ma to jak bitwa na śnieżki, haha. ;D. Czego to oni jeszcze nie wymyślą?! ;D. Hm.. Cyżby to Piotruś się tak martwił o Dominiczkę naszą? ;>. Powiedz, że trafiłam! ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. ;)
Pozdrawiam serdecznie! ;-***
Paul biegający z markerem... coś pięknego!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie to, kto się o nią martwi :)
Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam :*