poniedziałek, 4 lutego 2013

37.

Znajomy głos i ten dźwięczny śmiech. To na pewne musi być On. Z drugiej strony to przecież nie jest możliwe. On jest teraz zbyt daleko. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na mojego wybawiciela.
- co ty tutaj robisz ? - spytałam zrzucając z siebie ogromne cielsko Pita.
- Jezus Dosiek. Ja tu liczyłem że wskoczysz mi w ramiona.. tak się podjarałem tym przyjazdem. A tu dupa. Jak mnie nie chcesz to sobie idę - otarł niewidoczną łzę, która tylko w jego wyobraźni spływała po policzku.
- oj Grzesiek, no chodź tu misiaku - wstałam z podłogi i z rozłożonymi rękami czekałam aż niejaki Łomacz wyląduje w moich ramionach.
- no widzisz młody tak się postępuje z kobietami - wytknął język w kierunku Nowakowskiego - a teraz zabieram Ci pannę Toborówne. Muszę jej wygłosić kazanie jakiego świat nie słyszał.
Gregor wyciągnął mnie z szatni i już chciał kierować się do wyjścia z hali ale w porę zainterweniowałam i zaciągnęłam go na sale. Usiedliśmy na czerwonych krzesełkach.
- no więc co ty tutaj robisz ?
- Stęskniłem się - wyciągnął ręce i jedną z nich zarzucił na moje ramiona
- Łomacz pindo ty, co się stało?
-no stęskniłem się kochana - zaczął okręcać pasmo moich włosów wokół swojego palca
- to długa się mną nie nacieszysz, przyjacielu, bo jutro wyjeżdżam z tymi ułomami do Kielc. i wracam za trzy dni.
- ja zamierzam zabawić u was na chacie jakiś tydzień - wyszczerzył się
- z klubu Cię wyrzucili czy jak ?
- taaa, nooo i teraz mieszkam pod mostem - zgrywał się - kontjuzje barku mam. I teraz mam takie zajebiaszcze plasterki.
- jak dziecko - mruknęłam pod nosem
- mówiłaś coś słoneczko ? - zmarszczył czoło i zmrużył oczy w ten swój oryginalny łomaczowy sposób.
- nie, skądże.. - uśmiechnęłam się
- a tak w ogóle to doszły mnie słuchy, ze tu ostro było. No opowiadaj... - popędzał mnie wymachując w tą i z powrotem swoją owłosioną kończyną służącą mu do rozgrywania piłek. Nie, nie nogą. Tylko ręką...
-ale o co Ci chodzi... ? - odwróciłam głowę i dokładnie przypatrywałam się końcowej linii boiska.
- boshe.. Dosiek.. o Krisa mi chodzi. Słyszałem, że tu był - Gregor zabawnie poruszył brwiami
- no był i nawet mi się oświadczył - wytknęłam w jego kierunku język
- oświadczył !? ale to przecież ja miałem być twoim mężem.. pamiętasz jak się zaręczyliśmy kapslem od tymbarku ? to były czasu - podparł brodę dłoni i zaczął marzyć o Bóg wie czym.
- Grzesiu, słońce moje tu ziemia - pomachałam mu ręką przed oczami - ja lecę do tych człowieków o tam - wskazałam palcem na boisko - co uważają, że potrafią grać w siatkówkę.
- słyszałeeem - wrzasnął Grzyb, który jako pierwszy nadepnął swoją nogą na pomarańczową część boiska.
- a ty tu siedź, nie ruszaj się i nie odzywaj - poleciłam Łomaczowi
- a oddychać mogę ? - zapytał głupio się przy tym uśmiechając.
- nie możesz..
- a mentosa mogę skonsumować ? - dopytywał
- miętowy czy owocowy  ? - odwróciłam się w jego kierunku - owocoweeeeeeeeee - krzyknęłam i podstawił dłoń pod paczkę kolorowych dropsów.
- ejjjjjjj ale pomarańczowe są moje, przecież wiesz, że te są najlepsze.. dam Ci różowego, bo różowe są pedalskie - oznajmił Grzesiek, a po chwili zapchał swoją buzię mentosami.
Wzięłam moją maluteńką porcję łomaczowego przysmaku i zeszłam z najwyższego rzędu rzeszowskich trybun na sam parkiet. Przywitałam się z trenerem, resztą zawodników i zaczęłam robić zdjęcia. Ta praca powoli zaczyna mnie nudzić. A nie sorry, zmieniam zdanie.. Paul tak seksownie wygląda bez koszulki.
- hee! ty obcokrajowcu! no do Ciebie mówię - wydzierał się Grzesiek powoli zmierzając w naszym kierunku.
- o boże tylko nie to - westchnęłam.
- ty mi tu mojej pani Łomacz nie podrywaj na swoją klatę - dodał i objął mnie swoją grześkowatą ręką
- Mc Gregor ?! - Igła, ach ten Igła...
- no tak.. tak się niby nazywam..
- panie trenerze niech pan im karze wracać do treningu... - szepnęłam Kowalowi.
Wygoniłam gdańskiego pacana z powrotem na trybuny, a sama dokończył ich mini sesję fotograficzną. Po trzygodzinnym poceniu się na sali Mister Andrzej zakończył trening.
- uwaga wszyscy - wydarł się Łomacz.. no ja kiedyś zabiję tego idiotę - impreza u Miśkii!!!!!
Wrzasnął i zaczął uciekać. Dobrze wiedział jak zareaguje. Zaczęłam gonić go po całym obiekcie, po drodze taranując panią sprzątaczkę i wywracając kosz z piłkami.
- i tak Cię dorwę - wysyczałam
- no ciekawe jak trafisz do mieszkania... - zaśmiał się
- pojadę z nim ! - chwyciłam wychodzącego z szatni Piotrka.
Znów mój język powędrował w stronę Grześka i razem z Nowakowskim opuściłam halę. Załadowałam się do jego samochodu, a ten bez zbędnych pytań odpalił silnik i odjechał spod Podpromia.
- pani Łomacz..... - mruknął po chwili ciszy - Dominika Łomacz. nieźle brzmi.
- Dominika Nowakowska, lepiej - westchnęłam
- serio ? - obrócił głowę w moją stronę
- patrz na drogę palancie - odwróciłam jego mózgownice.
- Dominika Nowakowska.. fajnie by było...
- w twoich snach Piotrusiu - poklepałam go po policzku -  a ty nie wysiadasz na tą imprezę ? - zapytałam gdy zaparkował już swoje autko pod moim blokiem
- to ty na prawdę organizujesz jakąś bibę ? - zdziwił się
- a mam inne wyjście..
Pod blokiem stało już całe stado dwumetrowców, więc nie było odwrotu.
Przyrzekam, że ukatrupię kiedyś tego ludzia, jakim jest szanowny mój przyjaciel pan Łomacz. 
Wpuściłam brygadę do mieszkania. Na szczęście nie pojawili się w komplecie i doliczyłam się kilku ubytków w ich zacnym gronie. Wszyscy obecni rozsiadli się gdzie tylko mogli.
- no to co szef kuchni serwuje ?  - wyszczerzył się Igła
- zapytaj lepiej tego pacana - wskazałam na Gregora, który siedział z nosem w książce kucharskiej.
- Grzesiek, ty umiesz czytać ?!?! - oczy Krzyśka przypominały orbity po których krążą planety
- no coś ty.. rozwojem jestem dopiero na etapie raczkowania. Ulotka pizzerii była jako zakładka w tej wielkiej zakurzonej księdze zaklęć, więc postanowiłem, że coś zamówię...
- z kim ja żyję - westchnęłam i usiadłam na kuchennych płytkach
- z wariatami - odpowiedzieli niemalże chórem
- a słonko  nie siedź na podłodze bo wilka dostaniesz .. - Łomacz podał mi rękę i pomógł wstać.
Zjedliśmy pizzę, pograliśmy na konsoli, pośmialiśmy się, pożartowaliśmy i zakończyliśmy imprezę. Karol wrócił około dwudziestej trzeciej i zaszył się z Grześkiem w salonie w celu odbycia męskiej pogawędki, gdyż dawno się nie widzieliśmy. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z dna szafy małą torbę podróżną. Zapakowałam do niej wszystkie rzeczy, które mogą przydać mi się na trzydniowym wyjeździe do stolicy województwa świętokrzyskiego. Nie zapomniałam oczywiście o gazie pieprzowym, aby w razie czego pozbyć się nieznośnych siatkarzy. Już miałam kłaść się spać, ale oczywiście Piotruś miał do mnie bardzo ważną sprawę i musiał wysłać SMS'a, bo nie mógł tego zrobić rano.

Przyjdę po Ciebie przed ósmą. :)

Nie trzeba. Mąż mnie odwiezie :P

raaaaaanisz :( 

bywa :D 

Ponownie ułożyłam się na łóżku i już odpływałam w krainę Morfeusza. Było tak blisko.. niestety ktoś równie inteligentny jak wyżej wymieniony Nowakowski zakłócił mi spokój. Tym razem nie SMS'em czy tam telefonem. Nieproszony gość bezkarnie wszedł sobie do mojego pokoju i wgramolił się na moje łóżku. 
Miłej nocy z chrapiącym Łomaczem, Dominiki.. Jutro na pewno będziesz w pełni sił - powiedziałam sobie w myślach i odsunęłam się na drugi koniec łóżka.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział!Czekam na kolejny ;p Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu to się tak szybko czyta?
    "raaaaaanisz :( "

    Kocham ich!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, no. ;<. Lubię Grześka, ale przecież ona nie może z nim być! Ma być z Pitem i tyle! ;D
    Pozdrawiam serdecznie! ;-***

    OdpowiedzUsuń