sobota, 5 stycznia 2013

24.

Zbyszek otworzył mi drzwi do swoje czarnego audi. Gdy tylko wsiadłam do środka zamknął drzwi i okrążył samochód i zasiadł na swoim miejscu - fotelu kierowcy.
Posłał w moim kierunku flirciarski uśmiech i odpalił pojazd. Zmieniając biegi niby przez przypadek dotykał wewnętrzną częścią dłoni mojego uda. Nie czułam się z tym komfortowo. Już miałam zwrócić mu uwagę ale ugryzłam się w język. Może on to na prawdę robi przez przypadek.
Zatrzymał się na parkingu rzeszowskiego kina. Zibi sięgnął na tylne siedzenia i wziął z niego czapkę z daszkiem typu full-cap i ciemne okulary. Co jak co, ale prywatność najważniejsza. Opuściliśmy samochód i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych do budynku. Bartman objął mnie w pasie ręką, co niezbyt mi pasowało. Straciłam jego kończynę i nikle uśmiechnęłam się w jego stronę.
Niech on sobie nie pozwala na zbyt wiele.
Atakujący zakupił bilety na Hobbita. Chciałam w ramach rekompensaty zakupić popcorn. Niestety Zibi nawet nie dał mi dojść do słowa.
Usiadłam na kanapie i czekałam na to aż siatkarz przyniesie prażoną kukurydzę. Po drodze zaczepiło go kilka nachalnych fanek. Spojrzał na mnie i wyruszył ramionami. Podpisał kilka kartek i przeprosił fanki. Usiadł obok mnie i zarzucił swoją rękę na moje ramiona. Mina tych dziewczyn była bez cenna, a szczena opadła im na podłogę jak tylko pozbyłam się jego nadsilnej kończyny górnej którą miażdży przeciwnika.
- przepraszam. Zapędziłem się - wyjaśnił.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już 18. Pokazaliśmy więc bilety miłemu facetowi, który stał na bramce. Szatyn wskazał nam sale kinową. Odnaleźliśmy nasze miejsca w ostatnim rzędzie i czekaliśmy na rozpoczęcie filmu. Przez cały seans nie wydarzyło się nic co mogłoby kogokolwiek zaciekawić. Zbyszek zachowywał się w miarę normalnie. Jak taki normalny przyjaciel. Nie próbował hipnotyzować mnie swoim zielonym spojrzeniem, nie dotykał mnie przez przypadek. Film jak film. Dość interesujący. Gdy tylko się zakończył opuściliśmy budynek kina. Było grubo po dwudziestej więc postanowiliśmy wracać do mieszkania. Znów raz czy dwa przejechał kostkami po mojej nodze. Co przysporzyło mnie o delikatne dreszcze. Próbowałam go rozgryść, dowiedzieć się jakie ma wobec mnie zamiary, odkryć kim tak na prawdę dla niego jestem. Bo jego zachowanie było co najmniej dziwne. Zaparkował samochód na osiedlu pod blokiem i wysiadł z samochodu. Okrążył go i otworzył moje drzwi. Podał mi dłoń, dzięki czemu ułatwił mi wyjście z jego audi. Mi stąd mi zowąd oparł mnie o auto układając swoje ręce na linii moich ramion.
- Zbyszek ?! - usłyszeliśmy męski głos a chwilę później obok nas pojawił się Nowakowski. Odetchnęłam z ulgą.
- dziękuje, że wyciągnąłeś mnie z domu. Było na prawdę fajnie - uśmiechnęłam się do atakującego
- Piotrek co ty tutaj robisz ? - spytał wyraźnie zaskoczony i może trochę zdenerwowany Bartman
- tak się stało, że mam Miśki torbę - wyjaśnił - to ja może nie będę wam przeszkadzał.
- ależ nie przeszkadzasz. Zbyszek już jedzie. Prawda? Jutro macie ważny trening. Widzimy się popołudniu. Jeszcze raz bardzo ci dziękuje - posłałam swój najbardziej szczery uśmiech i razem z Pitem, który targał ze sobą moją rzeszowską torbę zniknęłam w drzwiach klatki schodowej. Wzrokiem odprowadziłam samochód Zbyszka. Piotr przepuścił mnie w drzwiach mieszkania, gestem ręki zaprosiłam go do salonu.
- dzięki - wycedziłam przez zęby
- ale za co ? - jego zaskoczona mina, bezcenne
- gdyby nie ty to..
- to Bartman by Cię pocałował - wtrącił, a z jego twarzy zniknął uśmiech - leci na Ciebie. Zresztą nie tylko on.
- kogo masz na myśli? - uniosłam brew do góry i oparłam się o kuchenny blat.
- nie było tematu - mruknął - Ja już będę leciał. Zmęczona pewnie jesteś - powiedział i podszedł w stronę drzwi wejściowych.
- jeszcze raz dziękuje - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
Nie wiem co mnie naszło. Potrzebowałam bliskości. Ciepła faceta. Wtuliłam się w jego ciepłą bluzę i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. I znów stanęły mi przed oczami wszystkie wspomnienia. A z moich oczu błyskawicznie poleciały łzy. Poczułam jak Piotrek mocniej mnie do siebie przytula.
- Domi, zapomnij o tym skurwielu - odsunął moje ciało od swojego i otarł rękawem moje mokre od słonych kropli policzki - to że będziesz płakać nic nie da.
- ale ja inaczej nie potrafię.
- Karol u Ady? - nieoczekiwanie zmienił temat. Kiwnęłam głową - nie zostawię cię samej - oznajmił i zaciągnął mnie w głąb mieszkania - a Zbyszkiem się nie przejmuj. On tak zawsze.
Usiadłam na kanapie, a Pit poszedł do kuchni. Po chwili  wrócił z dwoma kubkami gorącej czekolady. Uśmiechnęłam się w geście podziękowania i odebrałam moją porcję. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziłam się w swoim łóżku, we wczorajszym ubraniu. Zbiegłam po schodach i zauważyłam śpiącego na kanapie Piotrka. Niezdarnie zahaczyłam o stolik z którego z hukiem spadły klucze budząc przy tym środkowego.
- co się dzieje ?! - wyszeptał zachrypniętym głosem.
- sory Piter - tylko tyle zdołałam powiedzieć. Później wzrok powędrował na jego klatkę piersiową. Zawsze miałam słabość do umięśnionych mężczyzn. Siatkarz zlokalizował swoją koszulkę, spoczywającą na fotelu i szybko ją założył.
- zrobię coś na śniadanie a ty idź się przygotuj. Odwiozę cię na zajęcia.
- nie chciałbym ci robić kłopotu.
- to żaden kłopot.
Według jego polecenia udałam się z powrotem na górę. Wzięłam prysznic i przebrałam się w świeże ubrania. Po dwudziestu minutach znów zawitałam na parterze mieszkania mojego brata. Usiadłam przy kuchennej wyspie. Po chwili Piotrek postawił przede mną talerz z tostami i szklankę soku pomarańczowego. Usiadł obok mnie z tą samą tylko dwa razy większą porcją grzanek.
Zebrałam swoją torbę i wyszliśmy z mieszkania. Niecałe pół godziny później byliśmy już przed budynkiem politechniki rzeszowskiej. Podziękowałam mu i opuściłam piotrkowy samochód. Weszłam do budynku i od razu zauważyłam Adę. Zamieniłam z nią szybkie dwa słowa na temat wczorajszego wieczoru. Musiałam chociaż sprawiać pozór, że martwię się o braciszka. Potem uciekłam na zajęcia. Odnalazłam salę i wolne miejsce. Obok mnie usiadł Janek. Chciał o coś zapytać, ale nie dałam mu dojść do słowa. Zganiłam go i wzięłam się za słuchanie wykładowcy. pan Maciejczyk wymyślił sobie, że w przeciągu dwóch tygodni mamy mu oddać fotorelację. Minimum 25 zdjęć, a jeżeli pracowalibyśmy w parach dwa razy więcej. Zaraz po zajęciach podszedł do mnie Janek.
- co ty na to abyśmy pracowali wspólnie ? - zapytał zastawiając mi wyjście z budynku.
- jakoś mi się to nie widzi. I wolę pracować sama  -warknęłam i wyminęłam go. Coś tam jeszcze krzyknął, ale puściłam to koło ucha. Wsiadłam w autobus i pojechałam prosto na rzeszowską halę. 

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział ,ale co jak co fajniej by było jakby zaszło coś więcej między nią a Zibim może Piotrek byłby dla nie przyjacielem przemyśl to ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Że też w takim momencie pojawił się Piter, ehh.. Ale swoją drogą czuję, że ona będzie z naszym Piotrusiem. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. ŚWIETNE napisz szybko kolejny rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń